Po tym jak wyruszyliśmy z Areu (link),
przez jakiś czas szliśmy asfaltową, która zmieniła się w szutrówkę. Po
drodze mijaliśmy kamienne domki i murki z coraz wyższymi górami w tle, a
i my tymczasem powoli nabieraliśmy wysokości idąc w górę doliny.
Rzut oka w drugą stronę.
A tu nagle! Ziuuuu!
Nasz cel to Pica d'Estats (3143m), ale to dopiero następnego dnia.
Tymczasem dotarliśmy do Rezerwy Narodowej na Kaca.
A droga zmieniła się w drogopotok, który przyjemnie chłodził stopy, podczas gdy słońce niemiłosiernie prażyło w głowę
Aż tabliczki rdzewiały od tej wilgoci.
A tymczasem murki, domy, strumienie, góry... my.
W
końcu zeszliśmy z drogi i powędrowaliśmy szlakiem który biegł sobie
ścieżką, ale jeszcze kilka razy wracaliśmy na chwilę do drogi.
By spotkać na przykład rowery na grzbie czterokołowca.
Aż ostatecznie z niej zeszliśmy, odbijając w boczną dolinę.
Ciąg dalszy wędrówki w przyszłym tygodniu, jak wrócę z rodzimego produktu góropodobnego (znaczy z Pogórza Przemyskiego).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz