Rurki z ruin Białego Słonia,
czyli przedwojennej filii Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu
Warszawskiego na Popie Iwanie w Czarnohorze (na rubieżach II RP).
na akcję GTWb: Rury i rurki
piątek, 22 lipca 2011
czwartek, 7 lipca 2011
wtorek, 5 lipca 2011
Czarnohora, czyli Góry Mgliste cz. 3 i 4
Jeziorko okazało się niepotrzebne, całą noc dowożono nam wodę i rano w
zasadzie nie trzeba było wychodzić z namiotu by zażyć kąpieli, a i
droga w dół była regularnym spływem... gospodarze tutaj nawalili i
kajaków, ani pontonów nie dostarczyli nam na czas.
Tofik! Nie wydurniaj się, normalnie idź!
Kolejna faza sauny - suszenie. Najpierw skorzystaliśmy z tego że na pół godziny wyszło Słońce i zrobiliśmy pełnowymiarową rozwałkę. Nasz tank rozstawiliśmy, tak więc gdyby jakaś chmura naszła znienacka, byśmy mogli się wszyscy do naszej dwójki awaryjnie wpakować. Co prawda chmura faktycznie naszła, ale nie znienacka, więc zdążyliśmy się zwinąć.
Sushi po karpacku
Ostatni etap wyjazdu, to oczywiście powrót do domu. Bardzo ważną decyzją jest wybór transportu... Ten nie chciał nas zawieźć ze względu na zły stan techniczny, a i my nie nalegaliśmy mając w pamięci złe doświadczenia z busem.
Może by takim na sygnale?
Z transportu lotniczego dostępne były tylko bociany. Lądowisko-legowisko miały na szczycie wieżyczki ciśnień, ale to jednak za miały udźwig.
Obiecująca była opcja rowerowa (dofinansowanie z Jewropiejskowo Sajuzu), ale za dużo szlaków było do wyborów... byłoby łatwiej, gdybym nie był daltonistą.
Ostatecznie obejrzawszy dokładnie infrastrukturę i tabor, zdecydowaliśmy się na podróż koleją.
Jechaliśmy Warsem samoobsługowym.
Na dobry koniec wycieczki tradycyjnie spożyłem soliankę (w knajpie przy dworcu w Stanisławowie) i z powrotem do domu... Po drodze jakieś 4 godziny z hakiem na granicy, bo nasi skrupulatnie trzepali kolejne autokary, a w autobusie przed nami trasa Pingwina, który był w Gorganach. Chyba ręczne grzebanie w ich brudnych skarpetkach dało celnikom w kość, bo nas już tylko prześwietlili.
A tak na marginesie - ciemne piwo "Biała noc", to dla mnie lekka perwersja.
Pozostałe części relacji:
- cz. 1
- cz. 2
Dodatkowe fotki:
- To Mi'ego (stąd większość zdjęć)
- Bartka (stąd sobie fotkę w tanku pożyczyłem)
- Ani
- Moniki
Tofik! Nie wydurniaj się, normalnie idź!
Kolejna faza sauny - suszenie. Najpierw skorzystaliśmy z tego że na pół godziny wyszło Słońce i zrobiliśmy pełnowymiarową rozwałkę. Nasz tank rozstawiliśmy, tak więc gdyby jakaś chmura naszła znienacka, byśmy mogli się wszyscy do naszej dwójki awaryjnie wpakować. Co prawda chmura faktycznie naszła, ale nie znienacka, więc zdążyliśmy się zwinąć.
Sushi po karpacku
Ostatni etap wyjazdu, to oczywiście powrót do domu. Bardzo ważną decyzją jest wybór transportu... Ten nie chciał nas zawieźć ze względu na zły stan techniczny, a i my nie nalegaliśmy mając w pamięci złe doświadczenia z busem.
Może by takim na sygnale?
Z transportu lotniczego dostępne były tylko bociany. Lądowisko-legowisko miały na szczycie wieżyczki ciśnień, ale to jednak za miały udźwig.
Obiecująca była opcja rowerowa (dofinansowanie z Jewropiejskowo Sajuzu), ale za dużo szlaków było do wyborów... byłoby łatwiej, gdybym nie był daltonistą.
Ostatecznie obejrzawszy dokładnie infrastrukturę i tabor, zdecydowaliśmy się na podróż koleją.
Jechaliśmy Warsem samoobsługowym.
Na dobry koniec wycieczki tradycyjnie spożyłem soliankę (w knajpie przy dworcu w Stanisławowie) i z powrotem do domu... Po drodze jakieś 4 godziny z hakiem na granicy, bo nasi skrupulatnie trzepali kolejne autokary, a w autobusie przed nami trasa Pingwina, który był w Gorganach. Chyba ręczne grzebanie w ich brudnych skarpetkach dało celnikom w kość, bo nas już tylko prześwietlili.
A tak na marginesie - ciemne piwo "Biała noc", to dla mnie lekka perwersja.
Pozostałe części relacji:
- cz. 1
- cz. 2
Dodatkowe fotki:
- To Mi'ego (stąd większość zdjęć)
- Bartka (stąd sobie fotkę w tanku pożyczyłem)
- Ani
- Moniki
piątek, 1 lipca 2011
Czarnohora, czyli Góry Mgliste cz. 2
Piątek rano. Załoga czołgu Komodo Plus melduje gotowość bojową!
Jedno muszę zdementować - to schronisko to nie nasza robota, ono już było w takim stanie, gdy naszym tankiem zaparkowaliśmy tu na noc.
Pod osłoną mgły znienacka zjawiliśmy się w obserwatorium, ani czułe przyrządy meteo, ani tele- i radioteleskopy nas nie wykryły. Ale ruiny obserwatorium Biały Słoń na Popie Iwanie to temat na osobny wpis.
My zaś pod osłoną mgły (angielskiej z importu?) dalej poszliśmy granicą.
A że bataliony jakoś nie stacjonowały w okopach (pewnie zaszyły się na z góry upatrzonych, suchszych pozycjach), to i nikt nas w strefie przygranicznej nie niepokoił.
Nie myślcie jednak, że nie byliśmy pilnowani. Czujny pies pogranicznik czuwał, byśmy nie skoczyli do Czechosłowacji piwo szmuglować.
Droga nie była łatwa, czasem trzeba się było przemknąć wąską ścieżynką uważając by nie zwalić się w bezdenną otchłań mgielną.
Co by nie mówić, góry te jednak gościnne są. By goście mieli na czym oko zawiesić, obsadzono klombiki rododendronami.
Jeszcze późnym popołudniem, kilka fototapet na mgłę naklejono, tak dla poprawienia morale, bo ileż można rypać we mgle ledwie widząc plecak poprzednika.
Jak wspomniałem na początku, kolejną fazą sauny jest kąpiel w zimnej wodzie. Gospodarze przygotowali nam takie Niesamowite Jeziorko.
W następnym odcinku mokro, ale sucho.
Jedno muszę zdementować - to schronisko to nie nasza robota, ono już było w takim stanie, gdy naszym tankiem zaparkowaliśmy tu na noc.
Pod osłoną mgły znienacka zjawiliśmy się w obserwatorium, ani czułe przyrządy meteo, ani tele- i radioteleskopy nas nie wykryły. Ale ruiny obserwatorium Biały Słoń na Popie Iwanie to temat na osobny wpis.
My zaś pod osłoną mgły (angielskiej z importu?) dalej poszliśmy granicą.
A że bataliony jakoś nie stacjonowały w okopach (pewnie zaszyły się na z góry upatrzonych, suchszych pozycjach), to i nikt nas w strefie przygranicznej nie niepokoił.
Nie myślcie jednak, że nie byliśmy pilnowani. Czujny pies pogranicznik czuwał, byśmy nie skoczyli do Czechosłowacji piwo szmuglować.
Droga nie była łatwa, czasem trzeba się było przemknąć wąską ścieżynką uważając by nie zwalić się w bezdenną otchłań mgielną.
Co by nie mówić, góry te jednak gościnne są. By goście mieli na czym oko zawiesić, obsadzono klombiki rododendronami.
Jeszcze późnym popołudniem, kilka fototapet na mgłę naklejono, tak dla poprawienia morale, bo ileż można rypać we mgle ledwie widząc plecak poprzednika.
Jak wspomniałem na początku, kolejną fazą sauny jest kąpiel w zimnej wodzie. Gospodarze przygotowali nam takie Niesamowite Jeziorko.
W następnym odcinku mokro, ale sucho.