W Lipowcu byliśmy dwa i pół dnia, nie siedzieliśmy więc na miejscu,
tylko dwa razy wybraliśmy się na całodniowe wycieczki. Oto pierwsza z
soboty (16.02.2008).
Marta podwiozła nas w inny rejon Ustronia, skąd ruszyliśmy na Wielką Czantorię (ale nie przez Małą), potem przez Soszów (Mały i Wielki) na Stożek (Mały i Wielki), skąd przez Kiczory (bo co to za wyjazd w góry bez zdobytej Kiczery jakiejś) do Wisły Głębce, gdzie już czekały na nas Marta z Basią...
Ale z Wisły nie wróciliśmy od razu do Lipowca, tylko powiozły nas do Zbójnickiej Chaty pod Równicą, gdzie już czekali na nas ich znajomi. Jednakże knajpę zamykali już o 21-ej, więc spotkanie musieliśmy jednak przenieść do Lipowca.
Marta podwiozła nas w inny rejon Ustronia, skąd ruszyliśmy na Wielką Czantorię (ale nie przez Małą), potem przez Soszów (Mały i Wielki) na Stożek (Mały i Wielki), skąd przez Kiczory (bo co to za wyjazd w góry bez zdobytej Kiczery jakiejś) do Wisły Głębce, gdzie już czekały na nas Marta z Basią...
Ale z Wisły nie wróciliśmy od razu do Lipowca, tylko powiozły nas do Zbójnickiej Chaty pod Równicą, gdzie już czekali na nas ich znajomi. Jednakże knajpę zamykali już o 21-ej, więc spotkanie musieliśmy jednak przenieść do Lipowca.
A teraz po kolei. Podejście na Czantorię było ciężkie, bo znaleźliśmy się pod obstrzałem.
W krzyżowym ogniu armatek śnieżnych zrobiło się naprawdę gorąco.
W końcu wyszliśmy ze strefy rażenia, oraz całej tej kurzawy i ukazały się widoki. Oto widok na Lipowski Groń i Ustroń-Zawodzie (zwany też Ustroniem-Egipt).
W końcu wdrapaliśmy się na Wielką Czantorię, tam zaś wdrapaliśmy się na wieżę widokową.
Oto kilka panoramek z wieży (powiększenie po kliknięciu w obrazek, a potem w lupę).
Gdy wyszło słońce, zrobiło się wprost bajecznie.
Schronisko
pod Soszowem. Zatrzymaliśmy się by coś zjeść i wypić. Dawid miał ochotę
na coś kokretnego, natomiast mi wystarczały wafelki i czekolady
spożywane po drodze, ale zbliżała się za to pora na kawę. I tu
niespodzianka - na pytanie czy długo trzeba czekać na danie,
otrzymaliśmy odpowiedź że długo (potem zobaczyliśmy dlaczego - kucharki
miały przerwę obiadową). Odpaliliśmy więc herbatę z termosu, czekoladkę i
ruszyliśmy dalej.
Przy okazji, zagadka matematyczna. Gdybyśmy chcieli się zatrzymać tutaj na nocleg, ile byśmy zapłacili?
O, stamtąd właśnie idziemy - Czantoria.
My byliśmy co prawda pieszo, ale spotkaliśmy rowerzystę, który pytał o drogę (a właściwie, czy daleko jeszcze).
Panoramka - z lewej największe to Skrzyczne, a z prawej to Barania Góra (na zoomie Skrzyczne).
Błękitna Strzała przejechała nam drogę.
Przed nami Wielki Stożek (ten stożkowaty), a to z lewej długie to Kiczory.
W
schronisku pod Stożkiem zatrzymaliśmy się na żurek (stryjek Dawid),
szarlotkę i kawę (wujek To Mi). Jako że cukier był płatny dodatkowo 30
gr. to wyciągnąłem z własnych zapasów, z dodatków zakupiłem namiejscu
tylko śmietankę.
Rozważaliśmy pożyczenie sobie nart na zjazd do Wisły, ale niestety były dobrze przybite.
Osobiście
chciałem wracać żółtym szlakiem przez Sałasz Dupne i Młodą
Górę, ale do dziewczyny powiedziały, że do Istebnej po na nie przyjadą,
a poza tym jeszcze by mnie kto o jaką pedofilię posądził. Next time i
bez świadków. W końcu ruszyliśmy czerwonym szlakiem na Baranią Górę, ale
że zrobiło się ciemno, to przemalowaliśmy szlak na niebiesko i
zeszliśmy do Wisły Głębce.
Jeszcze tylko grzbietem Kiczor.
A stamtąd już tylko w dół na samo dno Wisły i to w miejscu niezłej głębiny.
A potem Marta Taxi do Zbójnickiej chaty, gdzie rozgrzaliśmy się grzanym piwkiem.
Zobacz też:
- Pocztówka z Lipowca
- Pocztówka z Beskidu Śląskiego 2
- Więcej zdjęć na Picasie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz