piątek, 31 października 2008

Pocztówka z bezkrwawego grzybobrania

Prawie trzy tygodnie temu udałem się na polowanie w Jamborowym Borze... znaczy na działce u huanna w sosnowym lasku. Ponieważ tego dnia przejechać mieliśmy jakieś 100 km, nie zbierałem grzybów, bo nie przetrwałyby jazdy w sakwach, polowanie było więc bezkrwawe, z obiektywem zamiast flinty.

Pod sosnami buszowały całe hordy podgrzybków.





A między nimi kozak.



I maślaki bliźniaki.



Marynowana w miodzie była też miodówka, czyli maślak pstry.



A i prawdziwy borowik się trafił.



I tłuste tłuściochy.



I krwisty gołąbnek.



Muchomor zaś stał na straży i nie wpuszczał na działkę insektów.



A kilka miedz dalej na słońcu opalała się na brązowo kania.



Tydzień temu zaś takie grzyby upolowałem (tym razem nie obyło się bez grzybiej krwi).

środa, 29 października 2008

Wejście Smoka

A właściwie huanna.

Dworzec Łódź Kaliska.

Pociąg Sudety.

Zbliża się...



3... 2... 1... wchodzimy!

- Łup! Łup! Łup!
- Kto tam?
- Harcerze.
- Nie wierzę.
- Otwieraj chamie, ZOMO nie kłamie!




- Dżem dobry!

wtorek, 28 października 2008

Bułkownik To Mi

Za chwilę padnie rozkaz i zacznie się atak bułek wrocławskich wspieranych przez napoleonki na pozycje dobrze okopanych kajzerek.



Gdyby linia obrony nie została przełamana, w odwodzie czekają dwa bataliony bułek paryskich i szwadron angielek.

poniedziałek, 27 października 2008

Podgrzybek mi wpadł pod koła

Ale zdążyłem wyhamować i nienaruszony wylądował na talerzu.



Do towarzystwa miał kanię.



Opieńki to, czy nie opieńki? Jako że nie wiedziałem, zostawiłe w lesie, bo malowniczo na pniaku wyglądały.



Muchomora też zostawiłem, niech muchy morzy snem wiecznym.



Równierz resztę leśnej ferajny na wpół zostawiłem zagrzebaną w liściach.




niedziela, 26 października 2008

Energia wiatrowa (słoneczna i wodna)

Teraz już wiadomo dlaczego okoliczne wiatraki utraciły skrzydła... ustąpiły pola Latającym Holendrom nowej generacji.




Elektrownia wiatrowa czy słoneczna? A może wiatrowo-słoneczna, czyżby skrzydła były poruszane wiatrem słonecznym?



Chyba jednak elektrownia wodna - to co za farmą wiatrową błyszczy to sztuczne jezioro Jeziorsko z zaporą i elektrownią na zaporze.



A u aarda też dzisiaj wiatraki, tyle że z Góry Kamieńsk. Tam też byłem, ale to już temat na inną pocztówkę.

sobota, 25 października 2008

Kolejna podróż Sudetami

Sudety wjeżdżają, podróż czas zacząć.



Sudetami jeździłem nie raz, nie dwa. Po prostu są o dobrej godzinie w dobrym kierunku, mogę wsiąść w nie rano w Żyrardowie i pojechać gdzieś na zachód. Jadąc nimi wysiadałem już w Koluszkach, na Widzewie, w Zduńskiej Woli, a teraz w Sieradzu. To następnym razem chyba do Kalisza trzeba będzie zajechać, a potem jeszcze dalej.





A to już w Sieradzu.



Zobacz wcześniejsze podróże tym pociągiem: Sudety 1, Sudety 2. Zobacz też jak się jeździ z rowerem innymi pociągami: Jaćwing, Jaćwing 2, Karkonosze, Narew, Hańcza, Solina, SKM, ED74, Acatus ED59.

Zobacz też podróże Kolejami Mazowieckim:
- EN57 w 6 pocztówkach: 1, 2, 3, 4, 5, 6
- szynobus VT628
- Flirt
- push-pull

piątek, 24 października 2008

Osssaaaaa!!!

Osa! Zaatakowała nam struclę bakaliową! I kto kogo pożre? Osa struclę?

osa

A może to osa preferująca aluminium i zeżre mi rower?

osa

Lecz oto zeżarcie ostateczne - huann zaraz pochłonie osę z kopytami!

osa

wtorek, 21 października 2008

Pocztówka poFestiwalowa

Warszawski Festiwal Filmowy się skończył... jak zwykle za szybko i pozostaje niedosyt, zwłaszcza że w pierwszy weekend byłem nad Wartą walcząc z wiatrakami, a w tygodniu co najwyżej na jeden seans po pracy mogłem wyskoczyć.

Kinem festiwalowym była jak zwykle Kinoteka.





Zaś drugim kinem festiwalowym było w tym roku Multikino w Złotych Tarasach - to ten bałagan architektoniczny na poniższym zdjęciu.




A na samym Festiwalu? Na filmach na których byłem? Były filmy rewelacyjne, dobre, takie sobie i beznnadziejne. Były wesołe i smutne. Były dokumentalne, krótkometrażowe, animowane. Były europejskie (w tym polskie), azjatyckie, południowo i północnohamerykańskie. Były filmy poruszające problemy jednostek, całych krajów i całego świata. Były bliskie świata rzeczywistego i odjechane w kosmos. Były ze świata dzisiejszego, jak i z niezbyt dalekiej przeszłości i przyszłości... krótko mówiąc, było jak zwykle.

Zobacz też jak było rok temu.

niedziela, 19 października 2008

Pocztówka z Pogórza Deszczowego

Jest to wpis na 12. Akcję GTWb: Deszcz, jesienny deszcz.

Pocztówka z Pogórza Deszczowego, czyli Opowieści z Deszczykiem.



Dawno, dawno temu, a dokładnie w przedostatni weekend września, za siedmioma węzłami kolejowymi, było sobie Pogórze Deszczowe. Jak sama nazwa mówi, Pogórze owo składało się głównie z deszczu, mokrego lasu podszytego mokrymi krzakami, kałuż tudzież innych zbiorników wodnych bez znaczenia strategicznego, błota oraz zawiesiny wodnej zwanej mgłą. W tych pięknych okolicznościach przyrody, na przystanku w Birczy z PKSu wysiadła dziewiątka turystów z Adasiem na czele i nastał Dzień Pierwszy rajdu.

Dnia Pierwszego dzielnie stawiliśmy czoła wszechobecnej wilgoci - przeszliśmy zaplanowaną trasę, zjedliśmy obiad krzalowy (jak się okazało potem - jedyny na trasie), pokonaliśmy na różne sposoby niezliczone pola błotne i cieki wodne. Nie obyło się bez strat - but Eryka umarł śmiercią nienaturalną.






Na koniec Dnia Pierwszego znaleźliśmy przytulną stodołę, gdzie spędziliśmy noc. Tu prowadziliśmy nocne dysputy ze śpiworów, a tymczasem deszcz padał i padał.



Dnia Drugiego nie przekraczaliśmy strumieni - szliśmy wzdłuż jednego nich... gdybyśmy mieli jakieś kajaki lub pontony, to niezły rafting moglibyśmy sobie urządzić. Strumień ten doprowadził nas do Ulucza do cerkwi, a tam mimo że był piątek, sprawdziliśmy do czego służą soboty.





Z Ulucza droga nas wiodła do Dobrej Szlacheckiej, gdzie powitała nas dobra psina (nieszczekająca, niegryząca, ze śladowymi ilościami pcheł), a nas czekała cerkiew do obejrzenia, glut do zjedzenia i PKS do Sanoka.





Tak, tak, Adaś się nad nami zlitował i zamiast iść mokrymi krzakami w strugach deszczu, pojechaliśmy do Sanoka, gdzie zanocowaliśmy w domkach kempingowych w Białej Górze przy skansenie. I tu jako członek Klubu Dyskusyjnego z poprzedniej nocy, wujek To Mi trafił do mniejszego domku - izolatki, razem z Anią i drugim Tomkiem. A była to noc latających poduszek... oraz nisko u-padającego deszczu.



Dnia Trzeciego na śniadanie była bajeczna polędwica z kurcząt z Logicznej Lamówki, natomiast kot nie dał się przerobić na hot-doga, ale chciał zatańczyć w deszczowej piosence.



Kot

A deszcz padał i padał, dlatego też poszliśmy do skansenu zamiast w krzaki. Tutaj wujek To Mi znalazł godny obiekt do wlezienia nań - szyb naftowy, i wlazł nań.





Kolejnym punktem programu była impreza w Klubie Strażaka - załadowaliśmy się do wozu strażackiego, zakanszając i zapijając tym co mieliśmy upchnięte po kieszeniach, Jarek zapodał muzyczkę... chcieliśmy odpalić wóz i ruszyć nim w dalszą drogę, ale się nie udało.




Za to zatańczyliśmy Deszczową Piosenkę, a Eryk zaprezentował prototypowy model parasola o nietypowej geometrii, która ponoć lepiej chroni od deszczu. A właśnie - deszcz padał i padał.






Ponieważ wszystko na czym mogliśmy przybić pieczątkę mieliśmy zamoknięte - i kartki i przewodniki, z wyjątkiem map, ale te były oklejone i też przybić się nie dało, więc pamiątkową pieczątkę wstęplowaliśmy na Ani. A potem w strugach deszczu ruszyliśmy na PKS i do Leska.


Szlak rowerowy w Sanoku

W PTSMie w Lesku powitano nas z pompą i balonikami, a rozrabiaki ponownie zostały zamknięte w izolatce. Tym razem narozrabialiśmy zaszywając śpiwór Ani... no co? W czasie deszczu dzieci się nudzą, a ten padał i padał.

Lesko


Dzień Czwarty - pogoda zrobiła się wręcz piękna - padało tylko co drugą godzinę, ruszyliśmy więc w daleką drogę do domu.

Droga

Droga ta wiodła prze Zamek Sobień z widokiem na San, most kolejowy na Sanie, wzdłuż wylewającej się z koryta Osławy, aż na ruiny klasztoru w Zagórzu.

Zamek Sobień
Most kolejowy
Osława
Ruiny klasztoru w Zagórzu

Tam był pokaz fechtunku na długie parasole.

pojedynek

I to by było na tyle, wsiedli na koniec wszyscy do PKPu i jechali długo i szczęśliwie.

No dobra, nie wszyscy. Jarek został i dołączył do trasy Arka. Tomek przemeiścił się do Teodorówki, a stamtąd do Solinki kopać kible na ześrodkowanie, a wujek To Mi wrócił, ale tydzień później przyjechał z trasą Madzi na samo ześrodkowanie. Żeby nie było, że ściemniam - oto Tomek i To Mi w czołgu na ześrodkowaniu, oraz Jarek fotografujący czołg - dziwnie niedeszczowo tam, prawda?




A na koniec piosenka, mojego autorstwa, więc co wrażliwsze osoby proszone są o przerwanie czytania w tym miejscu. Jest to przeróbka na warunki pogórzańskie piosenki Pacyfik.

Kiedy szliśmy przez Pogórze
Łej hej krzaluj go
Zmyło nam z plecaków szynki
Taki był cholerny deszcz
Hej znowu zmyło coś
Zniknął w błocie jakiś gość
Hej policz który tam
Jaki znowu zmyło kram

2. Pestki dyni i rodzynki
3. Żer betonu pół tuzina
4. A w wibramie nadal glina
5. Trzy skarpety i stuptuty
6. Nawet z nóg nam zmyło buty
7. Zamoczyło nam Rewasza
8. Napęczniała także kasza
9. Gara gluta nam nie zmyło
10. Bo pod wiatą się go skryło
Hej znowu zmyło coś
Zniknął w błocie jakiś gość
Hej policz który tam
Jaki znowu zmyło kram

Hej znowu zmyło coś
Znów w potoku jakiś gość
Postawcie grzańca dzban
Opowiemy dalej wam


Zobacz też:
- zdjęcia To Mi'ego, Adasia, Eryka
- wezbraną Wisłę kilka dni później