niedziela, 30 listopada 2008

Faceci koło trzydziestki

Ja tuż przed trzydziestką, aard już po...

30.

sobota, 29 listopada 2008

Pocztówka z liściopadowej Masy Krytycznej

Wczoraj odbyła się kolejna Masa Krytyczna. Wyruszyliśmy na nią z huannem rano z Żyrardowa i jechaliśmy przez Międzyborów, Kuklówkę, Skuły, Żelechów, Młochów, Nadarzyn, Włochy i ślicznie zakorkowaną Warszawę.

Masa jak zwykle (z wyjątkiem wyjątków) startowała spod Kolumny Zygmusia.





Niestety nie udało nam się namierzyć znajomych, który mieli być. I ruszyliśmy. Jeszcze na Trakcie Królewskim udało nam się wpaść na Radka. Gdzieś na głębokiej Pradze wyłowili nas z tłumu lavinka i Maciek. A pod koniec, już na Starówce dołączył finito (który wcześniej nie mógł, bo pracował).

Na koniec Masa wjechała na Rynek Starego Miasta by zrobić kilka rundek honorowych wokół Syrenki - Pierwszej Damy Miasta Warszawy.



I jeszcze z powrotem pod Zygmusia i pada hasło Rowery górą!

Poniżej finito prezentuje chwyt klasyczny.



Natomiast wujek To Mi prezentuje chwyt boczny, stosowany do rowerów z sakwami.



Huann w oparach absurdu prezentuje...




Jednak szybko rozwiewa wątpliwości przy pomocy żółtego gwizdka.



A to nasza ekipa - lavinka, finito, huann i wujek To Mi, na zdjęciu poniżej Maciek (a Radek się zmył do zajęć nie cierpiących zwłoki... jak kogoś wyłowią z Wisły, to będzie pierwszym podejrzanym).




Na koniec dodam, że huann połączył się z aardem i dzięki temu mieliśmy transmisję na żywo z Łódzkiej Masy Krytycznej. W Warszawie masowało 262. rowerzystów (oficjalne dane mówią o 261. ale finito nie został policzony), tymczasem w Łodzi było 13. Huann będąc łodzianinem i czerpiąc z własnego doświadczenia i porównując stwierdził, że mimo że mniej liczna, to Łódzka Masa jest głośniejsza (więcej okrzyków, gwizdów, dzwonienia, trąbienia), za to w Warszawie cyklobitów dostarczała riksza.

I tu się zrodził plan wsparcia w grudniu Łódzkiej Masy desantem ze wschodu. Ostatni piątek miesiąca wypadnie w drugi dzień Świąt, dzięki temu będąc wolnym od pracy będzie można ruszyć do Łodzi. W roli lokalnych rowerzystów wystąpią aard* i huann, z Żyrardowa nadjedzie wujek To Mi, a Warszawę mają zamiar reprezentować lavinka, Radek i Maciek. Ktoś jeszcze chętny? Rowerować po łódzkich opłotkach będziemy od rana, a wieczorem na Masę.

*) aarda nie będzie, ale zapowiada że pojawi się na wrocławskiej masie... znowu będzie transmisja na żywo?

Zobacz też lavinki 3 grosze o Masie.
Więcej zdjęć i filmików na Forum Masy.
A oto pocztówki z poprzednich Mas:
- 2006: czerwiec, październik
- 2007: wrzesień
- 2008: maj, czerwiec, lipiec

zdjęcia: To Mi, lavinka, huann

piątek, 28 listopada 2008

Pocztówka z Dwoma Księzycami

Słońce zaszło, będą Dwa Księżyce (c) huann

Dwa Księżyce
Dwa Księżyce

czwartek, 27 listopada 2008

Pocztówka z Bieszczadów Wschodnich 3

Dzień 3: Czyrak (Sekuł) - Kniaziołuka - Magij (Czyrak) -Menczełyk - Bagna - Kiczerki

Sobotę zaczęliśmy od porannej gimnastyki... przynajmniej niektórzy z nas.



A potem jak zwykle - ognisko, sniadanie, kawa, herbata, zapas herbaty dymówy do termosów na drogę. I w drogę. A to wszystko pod czujnym okiem psa przewodnika.



Miejsce było przepiękne, aż żal było je opuszczać.



Jedynie obietnica napotkania równie cudnych zakątków ruszyła nas dalej. Obietnica spełniona.




Ale dosyć tej sielanki, to jest wyjazd SKPB, chodzimy po SKPBolsku, a więć ostro w dół przez jeżyny! Mrrrau!



Zabawę zepsuła nam Highway East Bieszczadzka Stokówa.




Jednakże gdy tylko była okazja, uciekliśmy z niej z powrotem w krzaki. I tym razem ostro w... pod górę!



Ach ci prawdziwi mężczyźni w bieszczadzkich krzakach.



My tu się bawiliśmy chodząc po gradientach i krzakach, a czas nieubłaganie pędził do przodu. W efekcie ze szczytu o uroczej nazwie Menczełyk (1178m) tylko popatrzyliśmy smętnie na cel wycieczki, którego nie osiągniemy - oto góra Magura (1365m).



A potem zmrok zastał nas w kolejnym uroczym zakątku.



Zobacz też pocztówki:
- dzień 1, dzień 2, dzień 4
- nasz dzielny Pies Przewodnik
- relacja Gośki i Pingwina na stronie SKPB
Więcej zdjęć w galerii na Picasie.

środa, 26 listopada 2008

Kap y Noss Winter Expedition

W ostatnią niedzielę odbył się XLIV Złaz Kampinoski im. Andrzeja Harskiego, na którym prowadziliśmy z Gosią trasę rowerową. Zbiórka była na ostatniej stacji metra (Gosia: Dopisz, że Młociny, bo jeszcze ktoś pojedzie na Kabaty).



Oprócz dwójki przewodników, znalazła się czwórka śmiałków gotowych na zimową ekspedycję do Puszczy. Czyli razem szóstka, jeśli się nie pomyliłem podczas tych skomplikowanych działań matematycznych.

Gosia jako blachowany przewodnik (blacha nr 611), jako suchy prowiant zabrała krowy ciąguty.

Wujek To Mi, również zblachowany (nr 584), przywiózł z łódzkiej cukierni (a dokładnie bałuckiej) słodkie rogaliki, a ponadto termos herbaty z goździkiem i cynamonem.

Ania z Robertem, po raz nie wadomo który na Złazie, zabrali ze sobą termos gorącego kakao.

Radek przyjechał na poziomce, choć mu mówiłem, że przez Truskawkę jechać nie będziemy. Był to jego pierwszy kontakt z SKPB.

A Eryk wziął ze sobą GPSa, ale przyznał się do tego dopiero nocą w czasie drogi powrotnej (gdy dojechaliśmy w miejsce, gdzie coś w ogóle na tym GPSie było).

Ruszyliśmy do Puszczy, a ta nas powitała śnieżycą.



Na naszej drodze stanęła tabliczka co nam grozi, jeśli pojedziemy dalej. Postanowiliśmy się więc na własną odpowiedzialność ponarażać.



A tam był Atomowa Kwatera Dowodzenia. Zwiedzanie zaczęliśmy od ogromnych, podziemnych hal, które wykorzystaliśmy jako parking rowerowy.



Potem przeszliśmy do głównego obiektu, czyli niepozorego budyneczku z kilkoma poziomami podziemi.




Nie wychodząc na powierzchnię ziemi, przedostaliśmy się do ostatniego obiektu - koszar.



Okazało się, że ktoś podstawił drabinę i da się tam wejść na dach. Oczywiście skorzystaliśmy z tej okazji.



A z dachu był ładny widok na podziemne hale (ich strop to takie białe boisko po lewej), oraz główny bunkier - ten mały budyneczek po prawej.



Po obejrzeniu głównego zabytku wycieczki, ruszyliśmy na właściwą część przejażdżki... o 12:30. Podążyliśmy śladem lodowca, szlak ten był wyznaczony przez głazy narzutowe. Były to kolejno:
- Kamień Ułanów Jazłowieckich
- Kamieć Witolda Plapisa
- Kamień Andrzeja Zboińskiego
- Kamień plut. pdch. Orlika







Jechało nam się przyjemnie kolejką... a właściwie tym co z niej pozostało, czyli nasypem kolejowym.



W końcu dotarliśmy jako ostatnia trasa do ogniska - a tam kiełbaski, herbata. Ponadto przy ognisku okazało się, że Eryk to Stevie Wonder incognito.




W drodze powrotnej minęliśmy jeszcze jeden głaz - Kamień w Truskawiu upamiętniający partyzantów i mieszkańców którzy zginęli w czasie wojny.


Zobacz też:
- Zaproszenie, czyli co obiecywaliśmy
- moją galerię na Picasie
- kilka zdjęć z manewrów i Złazu u Gosi na Picasie

- relację z zeszłego roku
- relację sprzed dwóch lat

wtorek, 25 listopada 2008

poniedziałek, 24 listopada 2008

Łódzkie powitanie zimy

W Łodzi zostałem zakwaterowany w Aardomie - tanim hoteliku na przedmieściu, co prawda niezbyt wygodne łóżko, ale za to tequila w standardzie. Jako że nagle przyszła zima, aard wypożyczył mi rower i pojechaliśmy przez Piotrkowską do Odhuanni.

Piotrkowska
Piotrkowska
Piotrkowska

Z odhuanni porwaliśmy huanna i pojechaliśmy na północ, odwiedzając po drodze najcenniejszy zabytek w Łodzi - Dom Strażaka.

dom

A potem myk do Lasu Łagiewnickiego - stawy w Arturówku (o na tym Authorze jechałem).

Arturówek
Arturówek

Kapliczki św. Antoniego i równie świętego Rocha.

kapliczki

Klaszto franciszkanów.

klasztor

I niepokalany parking.

łódź

Ruszyliśmy z opony dalej, ale dróżka okazała się tak wyślizgana, że kilka razy treaciliśmy przyczepność, a huann zawarł bliższy kontakt z Matką Ziemią. Tak dotarlimy do cmentarza z taką oto rzeźbą.

cmentarz

I takim oto ogłoszeniem - wklejam tutaj, jakby ktoś szukał fachowców.

Łowcy skór

Na chwilę wyjechaliśmy poza Łódź, ale ze względu na śliskość bocznych dróżek zawróciliśmy do miasta, na drogi co prawda kałużowe straszliwie, ale za to o większej przyczepności.

Łódź
trabant

I z powrotem do Odhuanni - rowery zostawione na klatce schodowej stopniały, woda wytopiona spłynęła po schodach, zakręciła, spłynęła po kolejnych schodach i zebrała się pod wycieraczką w zbiornik wodny bez znaczenia strategicznego, ale za to wielce upierdliwy. Oto aard w akcji osuszania.

aard
Aard

A potem do Aardomu po graty, na dworzec i do domu.

Zobacz też galerię na Picasie - link.