trasa: pod Pesym Wierchem >>> Luta >>> Małyj Bereznyj -
Ubla >>> Snina >>> Humenne >>> Medzilaborce >>> Vydrań - jarek
Ostatni dzień, ostatni nocleg, ostatnie ognisko w górach na Ukrainie. tego dnia przemieszczamy się w kierunku Polski. Śniadanie nader skromne, bo dożeramy resztki.
Ale za to okoliczności przyrody jakże piękne.
Urdzik karpacki na dzień dobry.
Młodnik, krzal, jar i diabli wiedzą co jeszcze na dzień dobry.
A potem sielanka z widokiem na Ostrą Horę (tam byliśmy aż trzy dni wcześniej) - ostatni plan, góra z trzema wierzchołkami.
A to juz Luta.
Do marszrutki mieliśmy trzy godziny, więc zadekowaliśmy się w sklepie (tutaj wszystkie sklepy - w każdym razie 3 z 3 obejrzanych - miały stoliki). Ach jaki pyszny był chleb - zjedliśmy jeden bochenek, drugi... trzeci, ostatni w sklepie, kupilismy na później.
A potem pan sklepowy powiedział, że jedzie jeden gościu busem i może nas podrzucić. Bus był załadowany jakimiś workami, ale było z 6-7 miejsc siedzących i oprócz nas zabarła się jakaś kobitka.
Tak dojechaliśmy do Małego Bereznego, gdzie zrobiliśmy główne zakupy.
I ruszyliśmy z buta do granicy ukraińsko-słowackiej. Droga do Unii Europejskiej jest kręta.
Przejście graniczne bardzo przyjemne dla pieszych i rowerzystów (samochody muszą swoje odstać), przeszlismy dosyć sprawnie.
- Broń macie?
- Nie.
- Noże?
- Tak.
- Pokażcie.
No to wyjmuję: jeden nóż, drugi nóż... siekierę.
Natomiast Adasiowi dokładnie obejrzeli apteczkę.
Aż głupio było mówić słowackiemu celnikowi, że nic nie kupiliśmy - żadnych papierosów, żadnej wódki... nie wiem czy uwierzył.
A to jedna z pierwszych tabliczek napotkanych za przejściem granicznym.
I jeszcze z buta do Ubli.
Brzózka przystwojona w tasiemki w barwach narodowych.
A obok tablica ogłoszeniowa i informacje o wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Wreszcie doczekaliśmy się na autobus do Sniny, a tam okazało się że 5 minut temu uciekł autobus do Humennego, następny za godzinę, ruszylismy więc na stację kolejową. Po drodze napotkaliśmy takie oto przenośne garaże.
Jesteśmy żywą reklamą biura podróży.
I stacyjka. Ruch przez tory był dży, dalej biegła regularna ściezka, az się prosi zrobić tu przyzwoite przejście.
Nasz vlak na Humenne.
W Humennem natomiast okazało się, że dla odmiany na pociąg musimy dłużej czekać niż na autobus... do Medzilaborców. A oto tabliczka spod Medzilaborców. Dla niewtajemniczonych dodam, że stamtąd pochodził Andy Warhol (w mieście jest muzeum Warhola).
Popart?
Niemal w biegu przesiedliśmy się w kolejny autobus, ale nie jechaliśmy daleko, wysiedlismy zaraz za miastem, w Vydraniu, którego strzeże ruski tank.
Jeszcze tylko kawałek drogi do ustronnego jara, gdzie rozbijaliśmy się po zachodzie Słońca. Pierwszy i jedyny nocleg na Słowacji. Jakieś dziesięć kilometrów od Polski.
Relacja dzień po dniu: 25.04, 26.04, 27.04, 28.04, 29.04, 30.04, 01.05, 02.05, 03.05
Ostatni dzień, ostatni nocleg, ostatnie ognisko w górach na Ukrainie. tego dnia przemieszczamy się w kierunku Polski. Śniadanie nader skromne, bo dożeramy resztki.
Ale za to okoliczności przyrody jakże piękne.
Urdzik karpacki na dzień dobry.
Młodnik, krzal, jar i diabli wiedzą co jeszcze na dzień dobry.
A potem sielanka z widokiem na Ostrą Horę (tam byliśmy aż trzy dni wcześniej) - ostatni plan, góra z trzema wierzchołkami.
A to juz Luta.
Do marszrutki mieliśmy trzy godziny, więc zadekowaliśmy się w sklepie (tutaj wszystkie sklepy - w każdym razie 3 z 3 obejrzanych - miały stoliki). Ach jaki pyszny był chleb - zjedliśmy jeden bochenek, drugi... trzeci, ostatni w sklepie, kupilismy na później.
A potem pan sklepowy powiedział, że jedzie jeden gościu busem i może nas podrzucić. Bus był załadowany jakimiś workami, ale było z 6-7 miejsc siedzących i oprócz nas zabarła się jakaś kobitka.
Tak dojechaliśmy do Małego Bereznego, gdzie zrobiliśmy główne zakupy.
I ruszyliśmy z buta do granicy ukraińsko-słowackiej. Droga do Unii Europejskiej jest kręta.
Przejście graniczne bardzo przyjemne dla pieszych i rowerzystów (samochody muszą swoje odstać), przeszlismy dosyć sprawnie.
- Broń macie?
- Nie.
- Noże?
- Tak.
- Pokażcie.
No to wyjmuję: jeden nóż, drugi nóż... siekierę.
Natomiast Adasiowi dokładnie obejrzeli apteczkę.
Aż głupio było mówić słowackiemu celnikowi, że nic nie kupiliśmy - żadnych papierosów, żadnej wódki... nie wiem czy uwierzył.
A to jedna z pierwszych tabliczek napotkanych za przejściem granicznym.
I jeszcze z buta do Ubli.
Brzózka przystwojona w tasiemki w barwach narodowych.
A obok tablica ogłoszeniowa i informacje o wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Wreszcie doczekaliśmy się na autobus do Sniny, a tam okazało się że 5 minut temu uciekł autobus do Humennego, następny za godzinę, ruszylismy więc na stację kolejową. Po drodze napotkaliśmy takie oto przenośne garaże.
Jesteśmy żywą reklamą biura podróży.
I stacyjka. Ruch przez tory był dży, dalej biegła regularna ściezka, az się prosi zrobić tu przyzwoite przejście.
Nasz vlak na Humenne.
W Humennem natomiast okazało się, że dla odmiany na pociąg musimy dłużej czekać niż na autobus... do Medzilaborców. A oto tabliczka spod Medzilaborców. Dla niewtajemniczonych dodam, że stamtąd pochodził Andy Warhol (w mieście jest muzeum Warhola).
Popart?
Niemal w biegu przesiedliśmy się w kolejny autobus, ale nie jechaliśmy daleko, wysiedlismy zaraz za miastem, w Vydraniu, którego strzeże ruski tank.
Jeszcze tylko kawałek drogi do ustronnego jara, gdzie rozbijaliśmy się po zachodzie Słońca. Pierwszy i jedyny nocleg na Słowacji. Jakieś dziesięć kilometrów od Polski.
Relacja dzień po dniu: 25.04, 26.04, 27.04, 28.04, 29.04, 30.04, 01.05, 02.05, 03.05
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz