Gdy jechaliśmy przez Warkę-Winiary, podczas mijania Warwinu kolejno dolatywały nas zapachy:
1. taniego wina (aż strach było się zaciągać, żeby nie zacząć jeździć wężykiem)
2. soku jabłkowego
3. drożdży
4. słodu... tak mi się wydaje
A wracając od dworku, mijaliśmy zapachy w odwrotnej kolejności. Zapachy
(słód i drożdże) czuliśmy jeszcze za cmentarzem... aż mi się przypomniały czasy młodości, gdy
przyjeżdżając pociągiem, moje rodzinne miasto poznawałem po zapachu
drożdży z żyrardowskiego Polmosu, człowiek się zaciągnął i od razu wiedział że już
trzeba wysiadać.