Ale po kolei (a nawet po kolejce). Oto mostek:
No tak, ale jeszcze niczego nieświadomy szukam kesza, szuka, szukam, jest... potrącony pojemnik odpadł (magnes był chybadosyć słaby) i zanim go złapałem sturlał się i wpadł do rzeki. PLUM!!! Zaraz za keszem poleciała wiącha.
Tak oto utraciliśmy skrzynkę w Utracie i patrzyliśmy jak się oddala w kierunku Bzury.
Gonić go nijak się nie dało, bo dosyć głęboko i nie byłem w stanie iść z szybkością prądu. No to dalej polami pod następny most (zdążyliśmy pod pojemnik. I dalej łowić kesza.
Jak widać zakończyło się happy endem. Ja poszedłem odłożyć skrzynkę, a lavinka została pod mostem na wypadek, gdyby trzeba go było łowić jeszcze raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz