niedziela, 25 maja 2008

Arka Gdynia! Legia Warszawa!

To byłą sobota, wczoraj... zrobiliśmy z Martą traskę Puławy - Janowiec - Kazimierz - Wąwolnica - PKP Nałęczów. Czekaliśmy sobie spokojnie na pociąg z Zamościa i Przemyśla Solina, gdy nasz spokój zmącił pan z wózkiem sprzedający w pociągach słodycze i napoje, informując że będziemy jechali z kibicami, bo w Lublinie był mecz Arki Gdynia z Motorem Lublin.

Pociąg nadjechał... wypełniony kibicami Arki. Władowaliśmy się do rowerowego (takiego jak np. w pocztówce z Jaćwingiem, czy z Hańczy), a tam podłoga zajęta w znacznej części przez leżących kibiców. Ale mimo wszystko było spokojnie, a nawet całkiem sympatycznie, zostaliśmy przywitani tekstami:
- Zapraszamy do kuszetki, są jeszcze miejscówki!
- A macie coś do picia?

Powiesiliśmy rowery, zajęliśmy kawałek podłogi i zalegliśmy. Profilaktycznie wysłałem do huanna SMSa z zapytaniem o wynik meczu. Szybko otrzymałem odpowiedź, huann stanął na wysokości zadania informując nie tylko że 2:1 dla Arki, to jeszcze dodał kto strzelił.

Atmosfera była senna, ogólnie nuuudy... aż do momentu gdy za Dęblinem ktoś wpadł do wagonu mówiąc:
- Wstawać! Legia czeka na nas w Tłuszczu!
No i się zaczęło! Nic to, że przez Tłuszcz nie jedziemy, ale potem docierały do nas pogłoski, że w Tłuszczu się zbierają, a potem pojadą na Pilawę, a to już miało jakiś sens, bo... przez Pilawę jechaliśmy. A tymczasem w pociągu się kotłowało.
- Ładujemy się do pierwszego wagonu!
- Dawajcie kamienie! - za chwilę podawali sobie worek kamieni.
- Wam nic nie zrobią - uspokajali nas - ale radzimy przenieść się na koniec pociągu.

W tym miejscu słów kilka o składzie pociągu - pierwszy wagon był bezprzedziałowy, drugi nasz rowerowy, a dalej jeszcze 6-7 zwykłych wagonów. Poszliśmy za radą i ruszyliśmy w tył pociągu przebijając się z rowerami. Udało nam się przejść przez przedziały w rowerowym i kolejny wagon, bo były już pustawe (większość przeniosła się na przód), jednak w kolejnym wagonie utknęliśmy bo była tam jeszcze spora ekipa w żółto-niebieskich szalikach. A potem nagle padło hasło żeby skupić się w tyle pociągu i tłum ruszył na nas od tyłu... a my utknęliśmy na dobre. Po kilku chwilach udało się ich przekonać by przepuścili nas na pomost, bo przez rowery nie przepchną się. I tak wylądowaliśmy przy kiblu między trzecim a czwartym wagonem, obserwując wędrówki ludów i zastanawiając się co dalej.

Próbowaliśmy się dopytać kibiców, ale każdy mówił co innego - jedni radzili nam iść na przód, inni na tył. W międzyczasie zatrzymali pociąg i część kibiców chciała wysiadać w polu, ale ta koncepcja padła, a konduktorzy odblokowali hamulec ręczny i ruszyliśmy dalej. Problem polegał na tym, że byliśmy w samym środku tego wszystkiego i jakby zaczęła się zadyma, to byłoby bardzo niedobrze. Marta najchętniej by w ogóle wysiadła z pociągu i czekała na jakiś następny, sęk w tym, że następna stacja na której pociąg się zatrzymuje to... Pilawa.

Akurat w tym miejscu spotkaliśmy innych zwykłych pasażerów, którzy też nie wiedzieli co ze sobą zrobić. A obok był przedział służbowy. Pogadaliśmy z konduktorem, ale ten wyraźnie lekceważył całą sytuację.
- Nic tu nie będzie. Co pan, to jakieś fantazje, ponoć ich wrogowie czekają w Tłuszczu, a my przez Tłuszcz nie jedziemy. I proszę powiedzieć koleżance żeby oglądała mniej TVNu.
Ale to nie brzmiało ani wiarygodnie, ani uspokajająco. Marta nieco uspokoiła się po rozmowie z dziewczynami, które jechały z kibicami i zapewniały że wszystko będzie dobrze. Potem jeszcze rozmawialiśmy z innym, starszym konduktorem, ten traktował sprawę poważnie i uspokajał, że do Warszawy nic nam nie grozi, że jak będzie jakaś zadyma, to ewentualnie gdzieś dalej.

W międzyczasie minęliśmy Pilawę - Legii tam nie było. Powoli się uspakajało na korytarzu, nam humory wróciły i strzeliliśmy sobie kilka fotek z zapoznanym właśnie kolegą, który z nami przeczekiwał ten kocioł. Kolega opowiadał, jak to czekał na pociąg w Lublinie i nagle przyszli kibice otoczeni kordonem policji.



Tymczasem wszyscy skupili się z przodu, albo z tyłu, a jak się potem okazało - i tu, i tu... a my zostaliśmy w opustoszałej części pociągu, więc przenieśliśmy się do jednego z przedziałów. I znowu zrobiło się nuuudno. Aż tu nagle pociąg zatrzymał się przed Warszawą Wschodnią, widać już było perony. Oj niedobrze, czyżby kibice Legii czekali na Wschodniej? Ale może właśnie policja czyści dworzec?

W końcu wtoczyliśmy się na Wschodnią, a tam policja na peronie. Pogadali z jakimś kibicem, usłyszałem, że jedzie ich 200-300 osób, po czym rzucili hasło by wysiadać i po chwili i peron zapełnił się kibicami, policja otoczyła ich kordonem, a my ruszyliśmy na Centralny. Jeszcze nasz kolega rzucił:
- No, a może na Centralnym czeka Legia.





Na Centralnym cisza, spokój. Ja się przesiadłem w Karkonosze do Wrocławia i Jeleniej Góry... jak ja się cieszyłem że nie jadę dalej pociągiem do Gdyni! A następnym razem sprawdzę, czy tam gdzie mam zamiar jechać jest jakiś mecz i jeśi będzie, to ja pojadę w drugą stronę.

Podsumowując, kibice byli wobec nas bardzo mili i kulturalni, złego słowa nie mogę powiedzieć. Oprócz pierwszego z nimi kontaktu, nie odczuwaliśmy strachu jadąc tym pociągiem, który byłby spowodowany obecnością kibiców. Baliśmy się tylko zadymy i tego że będziemy w samym jej środku.

I jeszcze jako postscriptum, artykuł z Gazety o sobotnich ustawkach w rejonie Warszawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz