Do
bazy przyjechaliśmy tuż przed deszczem, chmura ta towarzyszyła nam
przez większość drogi, choć czasami udawało nam się ją zgubić (ale może
po prostu leciała na skróty). Gdy zaczęło padać, nie było rady -
schowaliśmy się pod wiatą.
Na
szczęście był to deszcz-wędrowniczek i gdy zorientował się, że dalej
nie jedziemy, w dalszą podróż wyruszył już sam. A my porzuciliśmy wiatę i
przenieśliśmy się do ogniska by przygotować karkówkę i grzanki maści
wszelakiej.
Dzięki
wilgoci baza wzbogaciła się o salamandrę (więc chodź, pomaluj mój
świat...) i grzyby (turysto pamiętaj - zanim rozbijesz namiot, najpierw
pozbieraj grzyby, bo inaczej w nocy mogą one dokonać szturmu i rzezi
śpiących namiotowiczów).
To tyle jeśli chodzi o dzień pierwszy.
Następnego dnia od rana była piękna pogoda.
Śniadanie na hamaku - Lila i Marek czyli pierwsi i ostatni bazowi w tym sezonie.
Po
śniadaniu zaczęliśmy zwijać bazę (sniff, sniff). Najpierw
eksmitowaliśmy z namiotów sezonowych lokatorów (z nich się robi draże
Korsarze).
Namioty
są plemieniem koczowniczym, więc gdy tylko je uwolniliśmy ze śledziowej
niewoli, wróciły do dawnych zwyczajów i ruszyły na nasłoneczniony dolny
taras bazy. Próbowaliśmy też złożyć wiatę, ale okazało się, że śledzie
zapuściły korzenie, więc w końcu zrezygnowaliśmy.
Po zwinięciu namiotów trzeba było zapakować magiczne akcesoria bazowe do kolorowych kuferków na skarby.
Było
to zajęcie wymagające pewnej finezji... więc ja z Szymonem ruszyliśmy
do zadania, które będzie wymagało raczej siły, czyli zasypywania dołu na
odpadki. I tu się srodze zawiedliśmy - samo znalezienie dołu wymagało
precyzyjnych przyrządów optycznych (wiwat okularnicy! czyli wszyscy co
byli akurat na bazie), dlatego najpierw powiększyliśmy dół, żeby w ogóle
było co zasypywać. A i tak musieliśmy użyć specjalistycznych narzędzi w
tym celu.
Również
przy obsłudze ogniska są potrzebne specjalistyczne narzędzia..
zwłaszcza gdy się pali liście i inne gałązkopodobne śmieci. Co prawda
kasztanowców na bazie nie ma, ale to chyba prewencja antyszrotówkowa?
Potem przyszła kolej na demontaż tabliczek te z drugiego planu zostają, bo nie nasze a leśnictwa).
W
końcu przyjechał Bogdan i załadowaliśmy ruchomy dobytek bazy na traktor
by potem załadować to u Bogdana na stryszek żółtej rezydencji.
Wróciliśmy na opustoszałą bazę.
Baza po sezonie.
A
na koniec coś z kroniki bazowej. A z wpisów ze zwijania bazy - Frajda:
"...Kuran gada jakieś pierdoły, nic z tego nie rozumiem..."
Zobacz też:
- Baza namiotowa w Regetowie
- Newsy o bazie (min. można poczytać fragmenty kroniki)
- Zdjęcia Gorgana z rozbijania bazy
- Zdjęcia z lipcowego bazowania Lili i Marka
- Zdjęcia Szymona ze zwijania bazy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz