wtorek, 28 lutego 2012

Domy robotnicze - Żyrardów wczoraj i dziś

Domy robotnicze - Żyrardów wczoraj i dziś
Zainspirowawszy się blogiem Marcina Wczoraj i dziś, już dawno postanowiłem zrobić coś podobnego... tylko jakoś nie miałem weny, dopóki nie natrafiłem na odpowiednie zdjęcie. Oto żyrardowskie domy robotnicze z drugiej połowy XIX wieku, na zdjęciu prawdopodobnie z pierwszej połowy lat 60. (pochodzi z książeczki "Przewodnik historyczno -turystyczny m. Żyrardowa" wydanego w 1967).

Ostatecznie nie jestem całkiem zadowolony z rezultatu, ale jeszcze spróbuje poprawić kadr. Poki oto co mi wyszło:

1. Zdjęcie archiwalne sprzed półwiecza
2. Zdjęcie z wczoraj (w sensie dosłownym, czyli z 27 lutego).
3. Zdjęcie z dziś (wtorek 28 lutego)







Edit: I jak? Daliście się nabrać? Bo ja tak. Okazało się jednak że to nie to miejsce, żeby poznac prawdziwą lokalizację, zajrzyjcie tutaj.

A przy okazji jako bonus wrzucam jeszcze trzy pary zdjęć z-wczoraj/z-dziś.















P.S. Ponieważ okazało się, że początkowo błędnie zidentyfikowałem kadr... prawdziwe rozwiązanie zagadki jest w następnym wpisie.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Sosenki w jodełkę

Niestety nie udało mi się dokładnie zidentyfikować gatunku, jest bowiem kilka możliwości i nie mogłem żadnej z nich wykluczyć.



Być może jest to sosna norweska. Sosny takie sadzono przy trasach i stokach narciarskich, bo zgodnie z zasadą, że "czym kora za młodu nasiąknie, tym jako decha trąci", narty z takich sosenek, które napatrzyły się na narciarzy, same jeździły i to nierzadko lepiej niż sam narciarz. A najbardziej lubiły podejścia jodełka, jak taka zobaczyła jakiś pagórek, czy górę, to narciarz choćby bronił się jak lew, to itak musiał na nią wleźć.




A może skośnooka sosna banzai, czasem błędnie bazywana sosną japońską (przez co często jest mylona z sosną gęstokwiatową, którę równierz zwie się sosną japońską). Hodowano jej jako drzewko banzai, a potem sadzono z nich żywopłot, który nie wpusdzczał obcych... co bardziej natrętnych intruzów, żywopłot przerabiał na nawóz.



Jest tez możliwość, że są to pozostałości tajnych, strategicznych upraw mających na celu wyhodowanie nizinnego gatunku jodły, poprzez krzyżówkę z sosną? Pytanie tylko po kiego grzyba? Bardzo dobre pytanie, bowiem po odtajnieniu niektórych dokumentów, okazało się że był to pic na wodę, a naprawdę chodziło o wyhodowanie kłonic balistycznych. Taka kłonica doskonale się maskowała w lesie i w erze satelitów szpiegowskich łatwiej ją było ukryć niż klasyczną wyrzutnię rakiet. Ponadto żywicowanie takiej sosny dawać miało paliwo jądrowe do podwodnych okrętów atomowych.

 

poniedziałek, 20 lutego 2012

Mikro-domek olbrzyma

Ten wpis jest po to, by przełamać stereotypy. Olbrzymy są często zatrudniane przy budowie wielkich budynków, konstrukcji... kojarzą się nam zwykle właśnie z masywnymi, topornymi budowlami. Niesłusznie.
Olbrzymy mają hobby, a są nimi miniaturowe, precyzyjne konstrukcje, nad którymi siedzą całymi dniami z lupami i różnymi precyzyjnymi narzędziami. Oczywiście co dla nich jest mikroskopijnym domkiem, dla nas est pełnowymiarową chałupą.
Przykład. Popularne jest ostatnio wśród olbrzymów budowanie sztucznych ruin. Nurt neoromantyzmu w architekturze wzbogacił ostatnio mazowiecki krajobraz przycupniętymi na uboczu, ruinami gospodarstw.


Żeby docenić precyzje tych, których kojarzyliśmy dotąd z ogromnymi betonowymi blokami, trzeba się z bliska przyjrzeć tej konstrukcji.

Jest to tzw. konstrukcja sumikowo-łątkowa, mianowicie tworzą ją pionowe belki (łątki), z rowkiem, w który wsuwane sa belki poziome (sumiki).


Natomiast na narożach (węgłach), belki poziome sa połączone na zamki ciesielskie (typowe dla konstrukcji zrębowej).


Ale to jeszcze nic, zobaczcie jak taka sciana została otynkowana - do ściany zostały przybite ukośnie deseczki, które miały utrzymywać tynk. Wyobrażacie sobie jak przy pomocy precyzyjnej pęsetki ze szkłem powiększającym na oku, pozornie niezgrabny olbrzym te deseczki przybijał?


Co ciekawsze, ten co to zbudował, nie zapomniał o szczegółach, o tym, ze budynek udający coś dużo starszego, powinien niejedno przeżyć i nieraz być naprawiany. Oto nowsza warstwa tynku, tam gdzie odpadł został ona nałożony na drobną, metalową siatkę.


Jeszcze jeden szczegół - słoma, która po tynkiem uszczelniała okna i drzwi.



A mówi się o olbrzymach, że nie potrafią operować obiektami, których wagę podaje się w jednostkach mniejszych niż tony.

Stereotypy o olbrzymach obalałem przy okacji Akcji GTWb: Domy jak klocki olbrzyma.

czwartek, 16 lutego 2012

Pączki, pączki, pączki...

Zacznijmy od rzeczy najważniejszej - przepisu. Skąd mam ten przepis? Sam nie wiem, jego początki toną w mrokach dziejów. Może wydobyłem go podczas wykopalisk spomiędzy domowych półek, a może spisałem go po przesłuchaniu starszych członków rodziny?

W każdym razie pojawił się u mnie jakieś dziesięć lat temu przy okazji imprezy pączkowej... to była jedna z imprez w kuchni na dziesiątym piętrze akademika na Żwirkach. Wcześniej była impreza frytkowa, potem były jeszcze inne. No i była pączkowa, podczas której ten przepis został wypróbowany.

Jako że efekty jego stosowania były nader smakowite, Janek skopiował go ode mnie... a potem ja ten przepis zgubiłem. W rodzinie Janka przepis funkcjonuje do dziś, trafił też z powrotem do mnie. Oto on - przepis na Poncz-ki (bo w składzie jest spirytus).


kliknij w obrazek żeby powiększyć

Niedawno przepis ten znalazłem w jednej z książek kucharskich w domu. I teraz mam zagwozdkę - czy jest to ten pierwotny zaginiony przepis, czy jego kopia odpisana od Janka?

Analiza karteluszka wykazała, że jest to moje pismo, że pisałem chińskim piórem napełnionym czerwonym atramentem marki Pelikan, a datowanie węglem drzewnym pozwoliło ustalić że notatka powstała w pierwszej dekadzie XXI wieku... nic co by pozwoliło rozstrzygnąć dylemat.

Nic to, ważne że przepis jest, a więc do roboty, bo Tłusty Czwartek za pasem.







Pyszne, jeszcze ciepłe pączki... ale po zjedzeniu dwóch takich odpadłem (lavinka po jednym) - pączki z cukierni są przy tych dietetyczne, człowiek może cztery po kolei zjeść i sięgać po następne, a tutaj dwa i knock out.

Sam przepis nie jest doskonały, nie ma nawet słowa o nadzieniu... ale może celowo? Bo mieszkańcy południa Polski upierali by się pewnie przy nadzieniu różanym, a mieszkańcy Mazowsza burczeliby na to, że marmolada w środku ma być wieloowocowa, a nie jakaś różana. A tak każdy zapakuje do środka co mu pasuje.

A zatem smacznego!

poniedziałek, 13 lutego 2012

Jaz Luca

Z cyklu Franek Bałwanek przedstawia.



W żyrardowskim parku Pisi Gągolinie na drodze stanął jaz Luca. Spiętrza on rzekę i tworzy niewielki staw, od którego w bok biegnie przez park kanałek do stawu na Bielniku, który dostarczał wody zakładom tam zlokalizowanym. Spiętrzona woda została też wykorzystana do utworzenia w parku sieci strumyków z kaskadami i oczek wodnych. Ponadto jaz pełni tez rolę pieszej kładki (obecnie, bo kiedyś często był zamknięty).











Tak wygląda staw powyżej jazu, tam z lewej odchodzi kanał na Bielnik.





Jaz z daleka z perspektywy płynącej Pisi. A z prawej uchodzi tzw. Stara Pisia (ale to już temat na inną notkę).

sobota, 11 lutego 2012

Z kamerą wśród zwierząt



Dzisiaj z Frankiem Bałwankiem wybieramy się na spacer po Żyrardowie, by zapoznać się z miejskąfauną zimową.

Kaczka zimorodek (lub kaczka krzyżówka) - jest to krzyżówka kaczki i zimorodka, która miała na celu stworzenie zimoodpornego gatunku. Takie kaczki wypuszczamy późną jesienią do parków, przez zimę są one dokarmiane przez spacerowiczów, a wiosną odpasione lądują na półmiskach.




lavinka karmiąca






Kot polarny - rodzime dachowce na zimę wędrują do ciepłych krajów, a w ich miejsce pojawiają się koty polarne, które migrują z koła podbiegunowego uciekając przed mrozami. Poznać je można po białej sierści w plamy maskujące. Z końcem zimy do Polski wracają dachowce z południa i po krótkiej bitwie na pazury i zęby koty polarne są z powrotem wypierane na daleką północ.








Kawka mrożona - jest to gatunek rodzimy, całoroczny, który latem znamy jako kawka po turecku w szklance. W Polsce próbuje się wprowadzić gatunki egzotyczne jak  np. espresso, latte, cappuccino itp., jednak z nadejściem zimy odlatują one z powrotem na zachód i południe, zostawiając na placu boju, miejscową kawkę, która niejedną już zimę przetrwała.



Gołąbki pieczone - gołąbki pieką się na słońcu - na gzymsach, dachach, parapetach, czasem zaś na parze na studzienkach ciepłowniczych (foto u lavinki).




piątek, 10 lutego 2012

Polskie Koleje Podziemne

Powoli i z mozołem dążymy do celu, jeszcze lat kilka może kilkanaście i Metro Warszawskie uda się przemianować na Polskie Koleje Podziemne (skrót znany i lubiany). Oto prezentujemy projekt nowego, odpowiednio martyrologicznego logo i zapraszamy na poczęstunek Świętokrzyską Pastą.
Metro Warszawa

Świętokrzyska PASTa to mały krok dla kombatantów i Komisji Nazewniczej, ale wielki krok dla stolicy... ba! to wielki skok jakościowy w nazewnictwie. Brawo!

Innym niezrealizowanym pomysłem byłoby nazwanie stacji imieniem Świętokrzyskich Zgrupowań AK, albo jeszcze lepiej zastosować pełną nazwę czyli: Zgrupowania Partyzanckie Kedywu Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK "Ponury"... piękna nazwa, jak sobie wyobraziłem głos lektora recytującego przez głośnik w wagonie Następna stacja - Zgrupowania Partyzanckie Kedywu Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK "Ponury" to aż musiałem obetrzeć łezkę z oka. No cóż, nie można mieć wszystkiego, Świętokrzyska PASTa też jest świetna.

Postanowiłem i ja mieć swój wkład w to wiekopomne dzieło, składam więc wniosek o przemianowanie nazwy stacji metra Kabaty na Batalionu AK "Guziec".

poniedziałek, 6 lutego 2012