piątek, 3 sierpnia 2018

Wczasy pod topolą (Walery Wątróbka)

Poniżej kolejny kawałek à la Wiech, tym razem drugi odcinek z serii "Letniaki w Żerardowie". A na początek jeszcze oryginalny felieton Wiecha do poczytania, również w tematyce letniej, o tym jak Walerek się opalał  - 1933-07-30 Dzień Dobry!


Zalew Żyrardowski - wielkie otwarcie


Wczasy pod topolą

Miasto Żerardów całe jest obklejone plakatami zapraszającymi na otwarcie zalewu tydzień temu. No to postanowiliśmy skorzystać z tego zaproszenia i pojechać tam rowerem, bo zorientować się jak tu jeżdżą autobusy nijak nie szło. Nasz rower to "coś w rodzaju rykszy, skrzynka między dwoma rowerami. Jeden był męski, dla mnie, z wolnem kołem, drugi - damka, dla małżonki, z ostrem. W środek kładło sie wałówkie i jazda. Gienia ciągła całe maszynerie, a ja przeważnie odpoczywałem. Obojgu nam to dobrze robiło - ja sie poprawiłem, a żona uzyskała linie."* Do tego doczepiona jeszcze przyczepka z fotelem na kółku dla siostrzenicy. Jechało się prima sort, ale niemożebnie się nacięliśmy na tak zwane ścieżki kolarskie. Nie powiem, niewąski wynalazek, sportowcy ćwiczyć mogą na tych torach jazdę slalomem, po muldach itp. ale my parę razy utknęliśmy naszem pojazdem na zakrętach między słupkami, barierkami i inszymi listwami rozdzielającymi pasy i ani wte ani we wte. Od tej pory omijaliśmy te tory kolarskie szerokiem łukiem.

Problemem okazało się przejechanie przez tory. Owszem, można tunelem, ale tam taki korek stoi, że przeciskać się między temi samochodami niebezpiecznie, zwłaszcza z małoletnim dzieckiem. A zapychać schodami z tem całem majdanem tyż nieporęcznie. Zapytaliśmy więc miejscowych tubylców jak pokonać tę przeszkodę, ale jedni mówili że najbliższy przejazd w Międzyborowie, inni że nie, że przejazd w remoncie i kierowali nasz na jakiś Mały Tunel. Dopiero jakiś przytomny młodziak nas skierował do jeszcze mniejszego tunelu:
- Dużym Tunelem faktycznie lepiej się nie pchać. Możecie państwo pojechać tamtędyk, potem w prawo i nowym przejściem pod torami - podziękowaliśmy, ruszyliśmy dalej i już po chwili zjeżdżaliśmy z górki na zbity pysk tunelikiem. Gienia piszczała, wnuczka krzyczała na przechodniów "Z drogi śledzie, rower jedzie!", a ja tylko mocno i prosto trzymałem kierykie, aż odcisków dostałem. Za to pod górkie z rozpędu nie daliśmy rady, musieliśmy zejść i samotrzeć przepchnąć na drugie strone.

Żyrardowskie ścieżki kolarskie

Topole nad zalewem

Na miejscu rozłożyliśmy się w cieniu topoli, bo upał zrobił się fest i grzało na dwadzieścia cztery fajerki. Zaraz Gieniuchna wyciągnęła gar flaków z pulpetamy, a ja ćwiartkę na lepsze trawienie. Niestety w leguraminie przeczytałem, że wznoszenie i spożywanie napojów wysokowyskokowych wzbronione, postanowiłem więc kupić oranżadę i do opróżnionej butelki dla kamuflażu wlać czystą ojczystą. Zawróciłem jednak w połowie drogi do sklepiku, bo zauważyłem dwie facetki w wieku matrymonialnem, spożywające ukradkiem po dużym jasnym, jednakowoż niespecjalnie się z tem kryjące.

W leguraminie stoi też, że kąpać się można w punkcie wyznaczonym. I faktycznie boje wyznaczały kąpielisko o głębokości do pasa, obstawione naokoło ratownikami. Jak ktoś ze złej strony wychodził na pomost - gwizdek wopisty i sztorcowanie. Wychodził krzywo lub bokiem - także samo, pływał na skos i chlapał - gwizdek, ktoś zanurzył głowę na sekundę - rusza ze wszystkich czterech stron akcja ratwniczą. Zaś poza pomostami i bojami, w miejscach zabronionych leguraminem kąpało się sporo narodu i pies ratownik z kulawą nogą się nimi nie interesował. Po mojemu jest tak - na wyznaczonem kąpielisku włos z głowy nikomu spać nie ma prawa, siniaka nawet nabić sobie nie można, ani paznokcia zedrzeć, bo odpowiedzialność spada na ratowników. Ale na samej prewencji ratownictwa nauczyć się nie można, gdzieś trzeba ćwiczyć, jak ktoś się na boku zacznie topić to będzie można przeprowadzić akcję ratunkową, a o wiele jednak się nie powiedzie i jakaś lebiega się utopi, to na własną odpowiedzialność, trzeba było pływać między kolorowym steropianem.

Co do wchodzenia do wody miałem pewne wątpliwości, bo w wodzie pływały jakieś cusie i obrobiły brzeg w zielony rzucik. Ale uspokoił mnie miejscowy amator kąpieli, który objaśnił że są to glony i wysypki dostaje się dopiero wtedy, gdy zakwitną tak, że delikwent wychodzi z wody cały zielony. Wtedy też  wopiści wywieszają czerwoną flagie zabraniającą kąpieli, a jak jest biała jak teraz, można pływać do woli. Trochę jednak nasz ratownicy traktują jak jakieś niegramotne żłoby, co więcej niż dwa kolory nie zapamiętają. A obywatel jest ciekawy dlaczego czegoś się zabrania, tak więc myślę że system flag należałoby wzbogacić i tak proponuję zastosować następujące flagi: zielona - glony, fioletowa - woda za zimna, czerwona - woda za gorąca, niebieska - pizga na fest bufortów, czarna - czerwonka, żółta - wyciek z fabryki chemicznej...

WOPR Żyrardów czuwa

Zielone cusie

Jak się w końcu zdecydowaliśmy skorzystać z kąpieliska, to znowuż Gienia nie mogła wcisnąć się w zeszłoroczny kostium, za dużo schaboszczaków, a za mało roweru od zeszłego lata. W końcu postanowiliśmy załatwić sprawę zespołowo - Gienia kostium wciągała, a ja ją pchałem, a potem na odwrót. I w końcu pokonaliśmy przeciwnika, wygraliśmy trzy do kółka. Znaczy szwy puściły w trzech miejscach, ale małżonka się wpasowała do środka. Ostatecznie zdecydowała jednak, że będzie zażywać tylko kąpieli słonecznej.

W bok od plaży na wielkiem otwarciu uruchomili boisko do piłki piaskowej, tyle że przez ostatni tydzień lało non stop i boisko zmieniło się basen. Widziałem jak przyszła komisja i z godzinę debatowała co z tem fantem zrobić, jeden postulował obniżenie chodnika, który blokował odpływ, drugi przeciąć przez chodnik rynnę, trzeci że lepiej pod nim puścić rurkie... pomysłów było jeszcze wiele i w końcu na niczym nie stanęło. A ja myślę, że nic nie należy robić, dzieciaki zadowolnione naparzały w piłkie wodne i tylko rodzice, oraz dziadki niepocieszone ganiały małoletnich pętaków, żeby nie taplali się w błocku i to pewnie oni nasłali tę komisję.
 
Boisko do piłki wodnej

Tradycyjnie prawie każda plażująca rodzina była zaopatrzona w tranzystor, można więc było posłuchać muzyczki i wiadomości. Gorzej tylko, gdy obok było kilka nadajników i każdy nastawiony na inną stację, istne prosekorium muzyczne. Tak więc o wiele się nie posiadało własnej superheterodyny do zagłuszenia inszych, trzeba było wybrać najbardziej pasującą i do niej się przysunąć. Mieliśmy z temi radyjkami jeden wypadek, bo wicherek ogłosił że właśnie moczy nas ulewny deszcz, totyż czem prędzej nawialiśmy pod wiatkę. Ale czy ten deszcz był suchy, czy też parował nim dotarł do ziemi, że nie dostaliśmy ani kropelką, jednocześnie weszliśmy w zasięg innej audycji i tam było że nad nami słońce świeci na całego i radzą się fest nasmarować kremami przeciw promieniom nadfiołkowym. Totyż koniec końców rozłożyliśmy się bliżej tej ostatniej, niech sobie tylko na tamtych leje.

Siostrzenica objaśniła nas jeszcze, że nie wszystkie nadajniki to radia, a niektóre to są takie ustrojstwa oznaczone skrótem, któren oznacza Mam Przeboje Trzy, bo tylko tyle nadaje. I faktycznie, z większości było słychać trzy przeboje na krzyż i to wszędzie te same tylko w innej kolejności.

Plażowanie było w deseczkie, jednak gorzej potem w nocy ze snem. Mimo że profilaktycznie opalałem się w cieniu, spaliłem się na raka naobkoło i z żadnej strony nie mogłem się położyć do łóżka, ani na plecach bo tam już skóra złaziła, ani na brzuchu, bo czerwony byłem niemożebnie, boczki też niezgorzej przypalone. Gienia chciała mnie leczyć okładami z kwaśnego mleka, ale z tym był pewien problem. Nastawiła literek, a ta cholera kwaśnieć za nic nie chce, a na koniec zaczem się zsiąść, podjeżdżać zaczyna nieświeżem zapachem. Nastawiliśmy mleko z papierowego kartonu - nic, takżesamo z tem z plastikowej butelki, a leguralnego w szklanej nie ma. Siostrzenica nam poradziła, że teraz zsiadłe mleko osobno się kupuje, no to oblecieliśmy wszystkie sklepy, ale mówili że było, ale wyszło. Widać wszystkie Żerardowiaki leczą oparzenia słoneczne. Tak więc na stojaka musiałem kimać i trochę niewyspany potem chodziłem.



Zalew Żyrardowski - tabliczka
rys.Jerzy Zaruba z tomiku "Szafa gra"

*) - nie mogłem się powstrzymać, żeby tego kawałka nie skopiować żywcem z Wiecha, stąd cudzysłów (znaleźć można np. w felietonie "Żono-moto-rower" z tomiku "Wątróbka po warszawsku")


Zobacz też wcześniejsze felietony à la Wiech:

oraz z serii "Letniaki w Żerardowie"
- Muchomory w sosie komarowem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz