Śniegu trochę jeszcze
za mało na biegówki, ale na rower w sam raz. Pojechałem więc do lasu...
ale zanim dojechałem, tuż przed Haberlakiem (gdzie mieszkała moja mama)
natknąłem się na konia. Oj, niezły mróz musi być, skoro konie
mechaniczne pozamarzały i jedynie konie klasyczne klasyczne zapewniają
transport.
Po drodze złamałem zakaz jazdy rowerem przez park, zauważyłem że Mount Cegielest II zburzony (bu!) i zastanawiałem się, czy nie uratować sanek z przerębla.
A potem już tylko las, las, las, leśne dróżki, Słońce i las!
Aż dotarłem do części lasu, gdzie oprócz mnie dotarły tylko sarny, dziki, zające i lisy.
Odwiedziłem po drodze największego świerka w okolicy.
Aż wyjechałem z lasu w dolinkę suchszego dopływu Suchej i zrobiłem pierwszy postój na herbatkę.
A potem cuda się działy, cuda - kapliczka na rozstajach,. której ostatnio tu nie było, paśnik bez siana (kryzys?) i białe mrowisko (mrówki albinoski?).
Dojechałem też nad samą Suchą, która była całkiem nieźle uwodniona.
Zbyt ciepło to nie było, ale żeby zaraz Mrozy? A na tym widzicie dlaczego lubię wiejskie, boczne dróżki - w mieście na ulicach mokro, brejowato, a tu proszę jak ładnie.
Wreszcie osiągnąłem cel - Jezioro Łabędzie... a tu okazało się, że ktoś z niego spuścił wodę, a zamiast łabędzi, na jego dnie pasła się sarna. Usiadłem więc zasmucony, pocieszyłem się ciastem i herbatką, a potem ruszyłem w drogę powrotną.
Drogę powrotną... tyle że powrót był dłuższy niż dojazd, bo jechałem naokoło. A po drodze krzyże, krzyże, kapliczki i krzyże. Tyle że zdjęć mniej bo byłem już trochę zmęczony, przemarznięty i do tego Słońce wkrótce skryło się za chmurami.
A oto jak jechałem (zgodnie z ruchem wskazówek zegara)
A na koniec zagadka - na co tym razem wlazł wujek To Mi?
Odgadła lavinka i ona może sobie zażyczyć na co następnymrazem ma wleźć wujek. A tym razem wlazłem na to:
Wszystkie zdjęcia w galerii na Picasie
Po drodze złamałem zakaz jazdy rowerem przez park, zauważyłem że Mount Cegielest II zburzony (bu!) i zastanawiałem się, czy nie uratować sanek z przerębla.
A potem już tylko las, las, las, leśne dróżki, Słońce i las!
Aż dotarłem do części lasu, gdzie oprócz mnie dotarły tylko sarny, dziki, zające i lisy.
Odwiedziłem po drodze największego świerka w okolicy.
Aż wyjechałem z lasu w dolinkę suchszego dopływu Suchej i zrobiłem pierwszy postój na herbatkę.
A potem cuda się działy, cuda - kapliczka na rozstajach,. której ostatnio tu nie było, paśnik bez siana (kryzys?) i białe mrowisko (mrówki albinoski?).
Dojechałem też nad samą Suchą, która była całkiem nieźle uwodniona.
Zbyt ciepło to nie było, ale żeby zaraz Mrozy? A na tym widzicie dlaczego lubię wiejskie, boczne dróżki - w mieście na ulicach mokro, brejowato, a tu proszę jak ładnie.
Wreszcie osiągnąłem cel - Jezioro Łabędzie... a tu okazało się, że ktoś z niego spuścił wodę, a zamiast łabędzi, na jego dnie pasła się sarna. Usiadłem więc zasmucony, pocieszyłem się ciastem i herbatką, a potem ruszyłem w drogę powrotną.
Drogę powrotną... tyle że powrót był dłuższy niż dojazd, bo jechałem naokoło. A po drodze krzyże, krzyże, kapliczki i krzyże. Tyle że zdjęć mniej bo byłem już trochę zmęczony, przemarznięty i do tego Słońce wkrótce skryło się za chmurami.
A oto jak jechałem (zgodnie z ruchem wskazówek zegara)
A na koniec zagadka - na co tym razem wlazł wujek To Mi?
Odgadła lavinka i ona może sobie zażyczyć na co następnymrazem ma wleźć wujek. A tym razem wlazłem na to:
Wszystkie zdjęcia w galerii na Picasie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz