To byłą sobota, wczoraj... zrobiliśmy z Martą traskę Puławy - Janowiec -
 Kazimierz - Wąwolnica - PKP Nałęczów. Czekaliśmy sobie spokojnie na 
pociąg z Zamościa i Przemyśla Solina,
 gdy nasz spokój zmącił pan z wózkiem sprzedający w pociągach słodycze i
 napoje, informując że będziemy jechali z kibicami, bo w Lublinie był 
mecz Arki Gdynia z Motorem Lublin.
Pociąg nadjechał... wypełniony kibicami Arki. Władowaliśmy się do rowerowego (takiego jak np. w pocztówce z Jaćwingiem, czy z Hańczy),
 a tam podłoga zajęta w znacznej części przez leżących kibiców. Ale mimo
 wszystko było spokojnie, a nawet całkiem sympatycznie, zostaliśmy 
przywitani tekstami:
- Zapraszamy do kuszetki, są jeszcze miejscówki!
- A macie coś do picia?
Powiesiliśmy
 rowery, zajęliśmy kawałek podłogi i zalegliśmy. Profilaktycznie 
wysłałem do huanna SMSa z zapytaniem o wynik meczu. Szybko otrzymałem 
odpowiedź, huann stanął na wysokości zadania informując nie tylko że 2:1
 dla Arki, to jeszcze dodał kto strzelił.
Atmosfera była senna, ogólnie nuuudy... aż do momentu gdy za Dęblinem ktoś wpadł do wagonu mówiąc:
- Wstawać! Legia czeka na nas w Tłuszczu!
No
 i się zaczęło! Nic to, że przez Tłuszcz nie jedziemy, ale potem 
docierały do nas pogłoski, że w Tłuszczu się zbierają, a potem pojadą na
 Pilawę, a to już miało jakiś sens, bo... przez Pilawę jechaliśmy. A 
tymczasem w pociągu się kotłowało.
- Ładujemy się do pierwszego wagonu!
- Dawajcie kamienie! - za chwilę podawali sobie worek kamieni.
- Wam nic nie zrobią - uspokajali nas - ale radzimy przenieść się na koniec pociągu.
W
 tym miejscu słów kilka o składzie pociągu - pierwszy wagon był 
bezprzedziałowy, drugi nasz rowerowy, a dalej jeszcze 6-7 zwykłych 
wagonów. Poszliśmy za radą i ruszyliśmy w tył pociągu przebijając się z 
rowerami. Udało nam się przejść przez przedziały w rowerowym i kolejny 
wagon, bo były już pustawe (większość przeniosła się na przód), jednak w
 kolejnym wagonie utknęliśmy bo była tam jeszcze spora ekipa w 
żółto-niebieskich szalikach. A potem nagle padło hasło żeby skupić się w
 tyle pociągu i tłum ruszył na nas od tyłu... a my utknęliśmy na dobre. 
Po kilku chwilach udało się ich przekonać by przepuścili nas na pomost, 
bo przez rowery nie przepchną się. I tak wylądowaliśmy przy kiblu między
 trzecim a czwartym wagonem, obserwując wędrówki ludów i zastanawiając 
się co dalej.
Próbowaliśmy się dopytać kibiców, ale każdy mówił 
co innego - jedni radzili nam iść na przód, inni na tył. W międzyczasie 
zatrzymali pociąg i część kibiców chciała wysiadać w polu, ale ta 
koncepcja padła, a konduktorzy odblokowali hamulec ręczny i ruszyliśmy 
dalej. Problem polegał na tym, że byliśmy w samym środku tego 
wszystkiego i jakby zaczęła się zadyma, to byłoby bardzo niedobrze. 
Marta najchętniej by w ogóle wysiadła z pociągu i czekała na jakiś 
następny, sęk w tym, że następna stacja na której pociąg się zatrzymuje 
to... Pilawa.
Akurat w tym miejscu spotkaliśmy innych zwykłych 
pasażerów, którzy też nie wiedzieli co ze sobą zrobić. A obok był 
przedział służbowy. Pogadaliśmy z konduktorem, ale ten wyraźnie 
lekceważył całą sytuację.
- Nic tu nie będzie. Co pan, to jakieś 
fantazje, ponoć ich wrogowie czekają w Tłuszczu, a my przez Tłuszcz nie 
jedziemy. I proszę powiedzieć koleżance żeby oglądała mniej TVNu.
Ale
 to nie brzmiało ani wiarygodnie, ani uspokajająco. Marta nieco 
uspokoiła się po rozmowie z dziewczynami, które jechały z kibicami i 
zapewniały że wszystko będzie dobrze. Potem jeszcze rozmawialiśmy z 
innym, starszym konduktorem, ten traktował sprawę poważnie i uspokajał, 
że do Warszawy nic nam nie grozi, że jak będzie jakaś zadyma, to 
ewentualnie gdzieś dalej.
W międzyczasie minęliśmy Pilawę - Legii
 tam nie było. Powoli się uspakajało na korytarzu, nam humory wróciły i 
strzeliliśmy sobie kilka fotek z zapoznanym właśnie kolegą, który z nami
 przeczekiwał ten kocioł. Kolega opowiadał, jak to czekał na pociąg w 
Lublinie i nagle przyszli kibice otoczeni kordonem policji.  

 
Tymczasem
 wszyscy skupili się z przodu, albo z tyłu, a jak się potem okazało - i 
tu, i tu... a my zostaliśmy w opustoszałej części pociągu, więc 
przenieśliśmy się do jednego z przedziałów. I znowu zrobiło się nuuudno.
 Aż tu nagle pociąg zatrzymał się przed Warszawą Wschodnią, widać już 
było perony. Oj niedobrze, czyżby kibice Legii czekali na Wschodniej? 
Ale może właśnie policja czyści dworzec?
W końcu wtoczyliśmy się 
na Wschodnią, a tam policja na peronie. Pogadali z jakimś kibicem, 
usłyszałem, że jedzie ich 200-300 osób, po czym rzucili hasło by 
wysiadać i po chwili i peron zapełnił się kibicami, policja otoczyła ich
 kordonem, a my ruszyliśmy na Centralny. Jeszcze nasz kolega rzucił:
- No, a może na Centralnym czeka Legia.



 
Na Centralnym cisza, spokój. Ja się przesiadłem w Karkonosze
 do Wrocławia i Jeleniej Góry... jak ja się cieszyłem że nie jadę dalej 
pociągiem do Gdyni! A następnym razem sprawdzę, czy tam gdzie mam zamiar
 jechać jest jakiś mecz i jeśi będzie, to ja pojadę w drugą stronę.
Podsumowując,
 kibice byli wobec nas bardzo mili i kulturalni, złego słowa nie mogę 
powiedzieć. Oprócz pierwszego z nimi kontaktu, nie odczuwaliśmy strachu 
jadąc tym pociągiem, który byłby spowodowany obecnością kibiców. Baliśmy
 się tylko zadymy i tego że będziemy w samym jej środku.
I jeszcze jako postscriptum, artykuł z Gazety o sobotnich ustawkach w rejonie Warszawy.