Nie zaczęło się fartownie. Bus którym jechaliśmy z Iwano-Frankowska (d.
Stanisławów), rozkraczył się w Worochcie. Dobrze że tam, to czekając
można było się chociaż kwasu z kija napić. Jako że nikogo z miejscowych
nie udało się namówić by nas zawiózł do Szybenego (widać wiedzieli jaka
tam jest droga... gdyby jakiś Gruzawik się trafił), to musieliśmy
kiblować 2,5 godziny na kolejny bus.
Czas oczekiwania umilały nam walki psów
Pociągi śmigały, ale nie tam gdzie my chcieliśmy
Wreszcie dojechaliśmy do Dzembroni (zmiana planów, bo zrobiło się
późno), przy szlaku w góry była reklama sauny... lekkomyślnie ją
zignorowaliśmy i tak weszliśmy do sauny - pierwszy dzień to wysoka
temperatura, kolejne dni to wysoka wilgotność, a do tego kąpiel w
zimnej wodzie. Zresztą zobaczycie sami na zdjęciach.
Na dzień dobry Słońce nas schlastało, a że powietrze stało, to upał dał nam w kość na podejściu.
A po drodze jakieś zielsko kwitło - jakiś fiołek, wężymord, omieg, pełnik, rododendron...
Dla urozmaicenia były porosty
Jak
weszliśmy wyżej, to okazało się że lada moment zwiększy się wilgotność. A o tym, że potopy
tu są solidne, świadczyły wyrzucone na grań meduzy jakieś
i kaszaloty
Aha, no i Biały Słoń który z Popa Iwana spoglądał na nasze obozowisko... ale tylko początkowo, potem znikał we mgle (weszliśmy w
fazę sauny z dużą wilgotnością powietrza)
O, z wodą jadą, pora więc kończyć i zaszyć się w namiocie.
Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi, jak tylko przestanie padać:
- cz. 2
- cz. 3 i 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz