piątek, 1 lipca 2011

Czarnohora, czyli Góry Mgliste cz. 2

Piątek rano. Załoga czołgu Komodo Plus melduje gotowość bojową!



Jedno muszę zdementować - to schronisko to nie nasza robota, ono już było w takim stanie, gdy naszym tankiem zaparkowaliśmy tu na noc.



Pod osłoną mgły znienacka zjawiliśmy się w obserwatorium, ani czułe przyrządy meteo, ani tele- i radioteleskopy nas nie wykryły. Ale ruiny obserwatorium Biały Słoń na Popie Iwanie to temat na osobny wpis.




My zaś pod osłoną mgły (angielskiej z importu?) dalej poszliśmy granicą.






A że bataliony jakoś nie stacjonowały w okopach (pewnie zaszyły się na z góry upatrzonych, suchszych pozycjach), to i nikt nas w strefie przygranicznej nie niepokoił.



Nie myślcie jednak, że nie byliśmy pilnowani. Czujny pies pogranicznik czuwał, byśmy nie skoczyli do Czechosłowacji piwo szmuglować.



Droga nie była łatwa, czasem trzeba się było przemknąć wąską ścieżynką uważając by nie zwalić się w bezdenną otchłań mgielną.



Co by nie mówić, góry te jednak gościnne są. By goście mieli na czym oko zawiesić, obsadzono klombiki rododendronami.





Jeszcze późnym popołudniem, kilka fototapet na mgłę naklejono, tak dla poprawienia morale, bo ileż można rypać we mgle ledwie widząc plecak poprzednika.













Jak wspomniałem na początku, kolejną fazą sauny jest kąpiel w zimnej wodzie. Gospodarze przygotowali nam takie Niesamowite Jeziorko.



W następnym odcinku mokro, ale sucho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz