Warszawski Festiwal Filmowy się skończył... jak zwykle za szybko i pozostaje niedosyt, zwłaszcza że w pierwszy weekend byłem nad Wartą walcząc z wiatrakami, a w tygodniu co najwyżej na jeden seans po pracy mogłem wyskoczyć.
Kinem festiwalowym była jak zwykle Kinoteka.
Zaś drugim kinem festiwalowym było w tym roku Multikino w Złotych Tarasach - to ten bałagan architektoniczny na poniższym zdjęciu.
Kinem festiwalowym była jak zwykle Kinoteka.
Zaś drugim kinem festiwalowym było w tym roku Multikino w Złotych Tarasach - to ten bałagan architektoniczny na poniższym zdjęciu.
A
na samym Festiwalu? Na filmach na których byłem? Były filmy
rewelacyjne, dobre, takie sobie i beznnadziejne. Były wesołe i smutne.
Były dokumentalne, krótkometrażowe, animowane. Były europejskie (w tym
polskie), azjatyckie, południowo i północnohamerykańskie. Były filmy
poruszające problemy jednostek, całych krajów i całego świata. Były
bliskie świata rzeczywistego i odjechane w kosmos. Były ze świata
dzisiejszego, jak i z niezbyt dalekiej przeszłości i przyszłości...
krótko mówiąc, było jak zwykle.
Zobacz też jak było rok temu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz