niedziela, 19 października 2008

Pocztówka z Pogórza Deszczowego

Jest to wpis na 12. Akcję GTWb: Deszcz, jesienny deszcz.

Pocztówka z Pogórza Deszczowego, czyli Opowieści z Deszczykiem.



Dawno, dawno temu, a dokładnie w przedostatni weekend września, za siedmioma węzłami kolejowymi, było sobie Pogórze Deszczowe. Jak sama nazwa mówi, Pogórze owo składało się głównie z deszczu, mokrego lasu podszytego mokrymi krzakami, kałuż tudzież innych zbiorników wodnych bez znaczenia strategicznego, błota oraz zawiesiny wodnej zwanej mgłą. W tych pięknych okolicznościach przyrody, na przystanku w Birczy z PKSu wysiadła dziewiątka turystów z Adasiem na czele i nastał Dzień Pierwszy rajdu.

Dnia Pierwszego dzielnie stawiliśmy czoła wszechobecnej wilgoci - przeszliśmy zaplanowaną trasę, zjedliśmy obiad krzalowy (jak się okazało potem - jedyny na trasie), pokonaliśmy na różne sposoby niezliczone pola błotne i cieki wodne. Nie obyło się bez strat - but Eryka umarł śmiercią nienaturalną.






Na koniec Dnia Pierwszego znaleźliśmy przytulną stodołę, gdzie spędziliśmy noc. Tu prowadziliśmy nocne dysputy ze śpiworów, a tymczasem deszcz padał i padał.



Dnia Drugiego nie przekraczaliśmy strumieni - szliśmy wzdłuż jednego nich... gdybyśmy mieli jakieś kajaki lub pontony, to niezły rafting moglibyśmy sobie urządzić. Strumień ten doprowadził nas do Ulucza do cerkwi, a tam mimo że był piątek, sprawdziliśmy do czego służą soboty.





Z Ulucza droga nas wiodła do Dobrej Szlacheckiej, gdzie powitała nas dobra psina (nieszczekająca, niegryząca, ze śladowymi ilościami pcheł), a nas czekała cerkiew do obejrzenia, glut do zjedzenia i PKS do Sanoka.





Tak, tak, Adaś się nad nami zlitował i zamiast iść mokrymi krzakami w strugach deszczu, pojechaliśmy do Sanoka, gdzie zanocowaliśmy w domkach kempingowych w Białej Górze przy skansenie. I tu jako członek Klubu Dyskusyjnego z poprzedniej nocy, wujek To Mi trafił do mniejszego domku - izolatki, razem z Anią i drugim Tomkiem. A była to noc latających poduszek... oraz nisko u-padającego deszczu.



Dnia Trzeciego na śniadanie była bajeczna polędwica z kurcząt z Logicznej Lamówki, natomiast kot nie dał się przerobić na hot-doga, ale chciał zatańczyć w deszczowej piosence.



Kot

A deszcz padał i padał, dlatego też poszliśmy do skansenu zamiast w krzaki. Tutaj wujek To Mi znalazł godny obiekt do wlezienia nań - szyb naftowy, i wlazł nań.





Kolejnym punktem programu była impreza w Klubie Strażaka - załadowaliśmy się do wozu strażackiego, zakanszając i zapijając tym co mieliśmy upchnięte po kieszeniach, Jarek zapodał muzyczkę... chcieliśmy odpalić wóz i ruszyć nim w dalszą drogę, ale się nie udało.




Za to zatańczyliśmy Deszczową Piosenkę, a Eryk zaprezentował prototypowy model parasola o nietypowej geometrii, która ponoć lepiej chroni od deszczu. A właśnie - deszcz padał i padał.






Ponieważ wszystko na czym mogliśmy przybić pieczątkę mieliśmy zamoknięte - i kartki i przewodniki, z wyjątkiem map, ale te były oklejone i też przybić się nie dało, więc pamiątkową pieczątkę wstęplowaliśmy na Ani. A potem w strugach deszczu ruszyliśmy na PKS i do Leska.


Szlak rowerowy w Sanoku

W PTSMie w Lesku powitano nas z pompą i balonikami, a rozrabiaki ponownie zostały zamknięte w izolatce. Tym razem narozrabialiśmy zaszywając śpiwór Ani... no co? W czasie deszczu dzieci się nudzą, a ten padał i padał.

Lesko


Dzień Czwarty - pogoda zrobiła się wręcz piękna - padało tylko co drugą godzinę, ruszyliśmy więc w daleką drogę do domu.

Droga

Droga ta wiodła prze Zamek Sobień z widokiem na San, most kolejowy na Sanie, wzdłuż wylewającej się z koryta Osławy, aż na ruiny klasztoru w Zagórzu.

Zamek Sobień
Most kolejowy
Osława
Ruiny klasztoru w Zagórzu

Tam był pokaz fechtunku na długie parasole.

pojedynek

I to by było na tyle, wsiedli na koniec wszyscy do PKPu i jechali długo i szczęśliwie.

No dobra, nie wszyscy. Jarek został i dołączył do trasy Arka. Tomek przemeiścił się do Teodorówki, a stamtąd do Solinki kopać kible na ześrodkowanie, a wujek To Mi wrócił, ale tydzień później przyjechał z trasą Madzi na samo ześrodkowanie. Żeby nie było, że ściemniam - oto Tomek i To Mi w czołgu na ześrodkowaniu, oraz Jarek fotografujący czołg - dziwnie niedeszczowo tam, prawda?




A na koniec piosenka, mojego autorstwa, więc co wrażliwsze osoby proszone są o przerwanie czytania w tym miejscu. Jest to przeróbka na warunki pogórzańskie piosenki Pacyfik.

Kiedy szliśmy przez Pogórze
Łej hej krzaluj go
Zmyło nam z plecaków szynki
Taki był cholerny deszcz
Hej znowu zmyło coś
Zniknął w błocie jakiś gość
Hej policz który tam
Jaki znowu zmyło kram

2. Pestki dyni i rodzynki
3. Żer betonu pół tuzina
4. A w wibramie nadal glina
5. Trzy skarpety i stuptuty
6. Nawet z nóg nam zmyło buty
7. Zamoczyło nam Rewasza
8. Napęczniała także kasza
9. Gara gluta nam nie zmyło
10. Bo pod wiatą się go skryło
Hej znowu zmyło coś
Zniknął w błocie jakiś gość
Hej policz który tam
Jaki znowu zmyło kram

Hej znowu zmyło coś
Znów w potoku jakiś gość
Postawcie grzańca dzban
Opowiemy dalej wam


Zobacz też:
- zdjęcia To Mi'ego, Adasia, Eryka
- wezbraną Wisłę kilka dni później

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz