Jesteśmy na dawnych terenach zajmowanych przez warszawską jednostkę ZOMO. Oto niepozorne baraki.
Wstepu do nich bronią potężne, magiczne runy.
Baraki byłyby do tej pory niedostępne, gdyby nie tajemniczy pożar 3,5 roku temu, który zniszczył część zabezpieczeń. Potem w oknach zauważono tajemnicze postacie.
Po zbadaniu sprawy, okazało się, że są to dyktowe ludki, które ZOMO wykorzystywało podczas ćwiczeń. W ich trakcie bestialsko zamordowano tysiące dyktowych ludków.
Dyktowy Ludek 1: To były straszne czasy, trzymano nas w nieludzkich warunkach w magazynach, byliśmy stłoczeni na niewielkiej przestrzeni, zero prywatności, zero podstawowych wygód.
Dyktowy Ludek 2: Przychodzili o każdej porze dnia i nocy, by zabrać część z nas. Potem słyszeliśmy strzały i tylko nieliczni szczęśliwcy wracali do magazynu.
Dyktowy Ludek 1: Kiedyś zabrano mnie, część z nas ustawiono na strzelnicy... z tych nikt nie ocalał. Resztę, w tym mnie, rozmieszczono na poligonie i zaczęły się ćwiczenia. Milicjanci biegali i strzelali do nas. Większość zginęła, ja ocalałem i wróciłem do magazynu.
Dyktowy Ludek 1: Czasy się zmienili, ZOMOwcy zapieczętowali baraki runami i tak tkwiliśmy tutaj. Nie mogliśmy się stąd wydostać i nikt nie mógł tu wejść. Ale przynajmniej mieliśmy spokój i nikt nas nie zabierał na strzelanie.
Dyktowy Ludek 2: Kilka lat temu pojawili się ludzie, którzy potrafili zdjąć runy. Przygotowali pomieszczenie zabezpieczone runami przeciwpożarowymi, wywozili tam ciała zabitych dyktowych ludków i palili.
Dyktowy Ludek 1: Na koniec zabrali tam nas, czyli tych którzy ocaleli z masakr. Pomieszczenie było wypalone, pełne popiołu, ale też świeżego chrustu polanego benzyną. Na koniec podpalono chrust i zamknięto drzwi.
Dyktowy Ludek 2: To co się zaczęło dziać później było straszne... na szczęście jeden z runów był niedbale wykonany i udało nam się go zniszczyć. Niestety dla większości z nas już nie było ratunku, ale nielicznym udało się uratować. Przez dziurę w zabezpieczeniu ogień zapalił zewnętrzne ściany, dachy baraków i cześć z nich doszczętnie spłonęła. A dla nas skończył się wreszcie ten koszmar.
Kulisy tej straszliwej zbrodni opisaliśmy dla Was w ramach 28. akcji GTWb: ofiary psychopatycznych morderców w przestrzeni miejskiej.
Wstepu do nich bronią potężne, magiczne runy.
Baraki byłyby do tej pory niedostępne, gdyby nie tajemniczy pożar 3,5 roku temu, który zniszczył część zabezpieczeń. Potem w oknach zauważono tajemnicze postacie.
Po zbadaniu sprawy, okazało się, że są to dyktowe ludki, które ZOMO wykorzystywało podczas ćwiczeń. W ich trakcie bestialsko zamordowano tysiące dyktowych ludków.
Dyktowy Ludek 1: To były straszne czasy, trzymano nas w nieludzkich warunkach w magazynach, byliśmy stłoczeni na niewielkiej przestrzeni, zero prywatności, zero podstawowych wygód.
Dyktowy Ludek 2: Przychodzili o każdej porze dnia i nocy, by zabrać część z nas. Potem słyszeliśmy strzały i tylko nieliczni szczęśliwcy wracali do magazynu.
Dyktowy Ludek 1: Kiedyś zabrano mnie, część z nas ustawiono na strzelnicy... z tych nikt nie ocalał. Resztę, w tym mnie, rozmieszczono na poligonie i zaczęły się ćwiczenia. Milicjanci biegali i strzelali do nas. Większość zginęła, ja ocalałem i wróciłem do magazynu.
Dyktowy Ludek 1: Czasy się zmienili, ZOMOwcy zapieczętowali baraki runami i tak tkwiliśmy tutaj. Nie mogliśmy się stąd wydostać i nikt nie mógł tu wejść. Ale przynajmniej mieliśmy spokój i nikt nas nie zabierał na strzelanie.
Dyktowy Ludek 2: Kilka lat temu pojawili się ludzie, którzy potrafili zdjąć runy. Przygotowali pomieszczenie zabezpieczone runami przeciwpożarowymi, wywozili tam ciała zabitych dyktowych ludków i palili.
Dyktowy Ludek 1: Na koniec zabrali tam nas, czyli tych którzy ocaleli z masakr. Pomieszczenie było wypalone, pełne popiołu, ale też świeżego chrustu polanego benzyną. Na koniec podpalono chrust i zamknięto drzwi.
Dyktowy Ludek 2: To co się zaczęło dziać później było straszne... na szczęście jeden z runów był niedbale wykonany i udało nam się go zniszczyć. Niestety dla większości z nas już nie było ratunku, ale nielicznym udało się uratować. Przez dziurę w zabezpieczeniu ogień zapalił zewnętrzne ściany, dachy baraków i cześć z nich doszczętnie spłonęła. A dla nas skończył się wreszcie ten koszmar.
Kulisy tej straszliwej zbrodni opisaliśmy dla Was w ramach 28. akcji GTWb: ofiary psychopatycznych morderców w przestrzeni miejskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz