wtorek, 24 lipca 2018

Luxtorpeda Mazowiecka (Walery Wątróbka)

Czytamy Wiecha nad zalewem

To było tak, będąc z rodziną nad świeżo otwartym Zalewem Żyrardowskim, przeczytałem kilka felietonów Wiecha ze zbioru "A to ci polka!", przy czym jeden w sam raz wakacyjny (tekst - strona 1 i 2, oraz strona 3). Ciekaw byłem co by Walery Wątróbka napisał o pobycie w Żyrardowie i tak sobie pomyślałem, a dlaczego by go tu nie zaprosić na letniaki? 

W ten sposób powstało kilka kawałków à la Wiech z Walerkiem w roli głównej, o tematyce wakacyjnej. Pierwszy poniżej, następne w kolejnych wpisach. Mam nadzieję że świętej pamięci Autor nie ma nic naprzeciwko, że zaopiekowałem się jego bohaterami, i w grobie się nie przewraca, tylko pije nasze zdrowie tam na górze w barze wiecznej obsługi.

 
Nagłówek stałej rubryki w dzienniku "Dzień Dobry!", 1933

Luxtorpeda Mazowiecka

Długo żeśmy się z Gienią zastanawiali gdzie w tem roku na wakacyjny fajrant pojechać. Szwagier nam podpowiedział, że odkąd fabryki poupadali, a na te co zostały filtry pozakładali, to powietrze w miastach fabrycznych dwa razy lepsze niż w uzdrowiskach i smoków tam mniej. Tak więc wybraliśmy się do Żerardowa na letniaki, raz że blisko, dwa że kolej bez przesiadki dojeżdża, a trzy że przed wojną trzy lata tam mieszkałem*, więc chciałem zobaczyć stare kąty.

No, z tem powietrzem to znowu takiej rewelacji nie ma, bo jak przejedzie dizel z zeszłego stulecia, to człowieka zatyka jakby naraz wypalił paczkie sportów. Jednak trzeba zaznaczyć, że tak jest i u nasz - kiedyś w zabronioną na handel niedzielę, tułałem się przez pół Pragi by kupić chleba naszego powszedniego, którego nam w domu zabrakło. Nim nabyłem szybką czterdziestkie, jakiś młodziak w starszym od niego struplu zasunął obok z piskiem opon i zostawił za sobą taki kłąb czarnego dymu, że jak z niego wyszedłem cały byłem na czarno. Gienia mnie potem do domu nie chciała wpuścić, tłomaczyła się że myślała iż to jakiś obcy Murzyn się dobija.

W każdem bądź razie udaliśmy się na dworzec śródmiejski z małoletnią siostrzenicą, którą dostaliśmy na przechowanie żeby nas nuda na prowincji nie zeżarła. Najpierw długo stojeliśmy na niewłaściwej placformie, a to dlatego że zdjęli tabliczki na których pisało w którym kierunku pociągi stąd ruszają. Nie wiem czemu, jak człowiek widział wypisane Kierunek Kobyłka, Grójec, czy inszy Parzęczew, to wiedział że to nie tu i trzeba poszukać kierunku Żerardów albo w ostateczności Skierniewice. Jak już przeflancowaliśmy się na dobrą placformę, to podjechała taka luxtorpeda że strach było wsiadać żeby dopłaty tysiąc procent nie dostać. Dopiero jak siostrzenica nam przetłumaczyła, że teraz same takie jeżdżą, to wsiedliśmy ale jednak tak trochę w strachu co z tego wyniknie. Ano nic nie wynikło, jak przyszedł konduktor, to wziął bilety, przeleciał promieniami nadczerwonymi po kwadracikach, po czym jak bipnęło we właściwą nutę, to podstemplował się i poszedł dalej.

45WE Impuls Kolei Mazowieckich

Dawniej jak fabryki pełną parą grzali, to po zapachu się poznawało miasta. Żerardów na ten przykład tak walił zacierem z gorzelni, że człowiek jeszcze trzy stacje miał humorek od wysokoprocentowego powietrza. Teraz jak filtry na te drożdże założyli, to na niuch nie da rady trafić. Po krajobrazie także samo się nie pozna, bo mury naobkoło pobudowali i pociąg tunelem jadzie. Żeby wysiąść gdzie trzeba, musiem patrzeć w takie telewizorki pod sufitem, gdzie nazwę stacji wyświetlają, jednakowoż z tym jest problem, bo przesuwa się tam dużo różnych rzeczy - godzina, data, kto obchodzi imieniny, temperatura, prędkość, stacje od początku do końca trasy, a jak pokażą nazwę najbliższej stacji, to jeno mignie i o wiele się przegapi, to trzeba się wślepiać następne pięć minut aż znowu się pojawi. 

Z temi imieninami, to  wiadomo czyje zdrowie dziś pić, widać że ktoś tronkowy układa ten program. No to zdrowie Erwina! Szymon, sto lat! Niech żyje Kamil! Jest jednak niebezpieczeństwo w dłuższych podróżach, bo jak wznosiłem toast przy każdym wyświetleniu imion, to do Żyrardowa dojechałem lekko pod gazikiem, ale już do takiego miasta Łodzi zdążyłbym się zdrowo naoliwić. W ten deseń na podróż nad morze, w góry, czy na Mazury zapowiada się nielichy ochlaj, a pasażer dojechałby zabalsamowany na amen, a wiadomo że obywatel pod humorkiem jest skory do różnych psikusów i prosto z pociągu zamiast do domu wczasowego, mógłby być szybkiem transportem odwiedziony na komisariat i do Żłobka Wytrzeźwień. Tak więc pomysł niegłupi, ale radziłbym tak układać program, żeby mniej imienin, a więcej stacji dla wysiadających podawać.

45WE Impuls Kolei Mazowieckich

Można też słuchać takiej więcej przystojnej na głosie facetki, co opowiada gdzie się zaraz zatrzymamy. Gieniuchna strasznie cholerowała, że jakaś makolągwa się jej mądrzy koło ucha na cały głos. Przy trzeciej zapowiedzi nie wytrzymała i obsztorcowała siedzącą obok paniusię, aż musiałem ją odciągnąć i przetłumaczyć, ze to z głośniczka idzie ten głos, jednak z kolejnym ogłoszeniem zerwała się z siedzenia:
- Jak za kok złapię tę w te i nazad za odnulację szarpaną, to wysadzę zaraz na tej stacji co ją lekramuje.
- Nie rób mnie wstydu miłościo moja konsystorska, nikt w naszem przedziale lekramy stacji nie uskutecznia, tylko konduktorka głosowa siedzi sobie obok maszynisty i przez telefon zasuwa te ogłoszenia. Filuje przez przednie okienko na tabliczki i z wyprzedzeniem nam je czyta, żeby każden jeden zdążył wysiąść.
Gienia trochę się uspokoiła, ale i tak za każdym ogłoszeniem  krzywo zerkała na współpasażerki.

Faktycznie rozwija się nasza kolej i pojazdy w deseczkię posiada, a jeździ się tak samo jak i kiedyś, tylko na odwrót. Dawniej jak udawaliśmy się latem linią otwocką nad Świder, to w pociągach było niemożebnie gorąco i podróżny ugotowany na twardo wychodził, zimą znowuż jak zasuwaliśmy do Radomia odwiedzić ciotkę Kuszpietowską, kalafiory lodowe wyrastały spod okien, drzwi i pasażerowie zamarzali. Teraz wsiadamy, a tu mimo lata taka lodówka w środku, że zaraz założyliśmy wszystkie ciuchy na siebie i nadal się trzęśliśmy z zimna. Jesionkie i kożuch w domu zostawiłem, nie wiedziałem że w środku lata mogą się przydać. Na szczęście nie zdążyliśmy zamarznąć, bo ze względu na remont na trasie pociąg dojechał szybciej niż normalnie. Nadal nie wiem jakim cudem, podobnież dlatego że jechał boczkiem i zatrzymywał się na co drugiej stacji, ale jak ja pamiętam remonty, to pociągi przez remonty wcale nie kursowali, albo trzy dni opóźnienia mieli. No cóż, co luxtorpeda, to luxtorpeda.



Na koniec jeszcze jeden wakacyjny kawałek z Walerym Wątróbką, ale tym razem nie żadna podróbka, tylko oryginalny, przedwojenny Wiech z coniedzielnej rubryki w dzienniku "Dzień Dobry!": 1933-08-13

*) - a to nie jest mój wymysł na potrzeby tego wpisu, faktycznie Walerek pisał przed wojną o tym, że mieszkał w Żyrardowie:

1934-09-09  Dzień Dobry!

Zobacz też inne felietony à la Wiech:

oraz z serii "Letniaki w Żerardowie"

2 komentarze:

  1. Rewelacja :-) zachowany język i humor Wiecha. Myślę, że sam by takiego współczesnego diariusza z podróży do Żyrardowa nie napisał lepiej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, cieszę się że się podobało :-) Widać wystarczająco dużo Wiecha w ostatnim czasie przeczytałem... no i codziennie sobie podczytuję, żby nie wyjść z tych klimatów.

      Usuń