Pora zacząć relację z wypadu w Pireneje. Pierwsza
pocztówka będzie o dojeździe (w większości kolejowym). Wystartowaliśmy z
Barbera del Valles gdzie gościli nas Gosia z Wojtkiem i kolejką
podmiejską pojechaliśmy na dworzec Barcelona Sants.
Tam
okazało się, że będziemy przechodzić przez kontrolę bagażu, co gorsza
okazało się, że nie można przewozić butli z gazem, a jeszcze gorzej że
dwie butle (z pięciu) nam wykryli i niestety były to te większe butle.
Wojtek tylko westchnął: Trudno, dokupimy w Andorze. W końcu wsiedliśmy do pociągu larga distancia, który nas dowiózł do miejscowości Lleida:
Tam czaił się AVE, czyli taki lokalny TGV, nowy nabytek kolei hiszpańskich.
Ale my nim nie jechaliśmy, tylko wsiedliśmy do pociągu media distancia,
który jechał do La Pobla de Segur. Tam za radą kierownika pociągu
bagaże zwaliliśmy w przedziale rowerowym (swoją drogą przedział ciasnawy
i bez żadnych wieszaków czy stojaków). Za tym przedziałem była kabina
maszynisty, do której co i raz przychodziły matki z dziećmi by te
popatrzyły jak się prowadzi pociąg... niewykluczone, że maszynista dawał
im poprowadzić pociąg.
A za oknem były piękne widoki.
W
końcu dotarliśmy do La Pobla de Segur, pociąg skończył bieg, a my
wsiedliśmy do zamówionego zawczasu busa i dojechaliśmy do Areu, uroczej
katalońskiej wioski.
Stamtąd w pełnym Słońcu powędrowaliśmy w góry, ale o tym już w następnej pocztówce.
Zobacz też galerię Gosi z wyjazdu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz