sobota, 1 marca 2008

Pocztówka z Beskidu Śląskiego 1

W Lipowcu byliśmy dwa i pół dnia, nie siedzieliśmy więc na miejscu, tylko dwa razy wybraliśmy się na całodniowe wycieczki. Oto pierwsza z soboty (16.02.2008).

Marta podwiozła nas w inny rejon Ustronia, skąd ruszyliśmy na Wielką Czantorię (ale nie przez Małą), potem przez Soszów (Mały i Wielki) na Stożek (Mały i Wielki), skąd przez Kiczory (bo co to za wyjazd w góry bez zdobytej Kiczery jakiejś) do Wisły Głębce, gdzie już czekały na nas Marta z Basią...

Ale z Wisły nie wróciliśmy od razu do Lipowca, tylko powiozły nas do Zbójnickiej Chaty pod Równicą, gdzie już czekali na nas ich znajomi. Jednakże knajpę zamykali już o 21-ej, więc spotkanie musieliśmy jednak przenieść do Lipowca.

A teraz po kolei. Podejście na Czantorię było ciężkie, bo znaleźliśmy się pod obstrzałem.



W krzyżowym ogniu armatek śnieżnych zrobiło się naprawdę gorąco.



W końcu wyszliśmy ze strefy rażenia, oraz całej tej kurzawy i ukazały się widoki. Oto widok na Lipowski Groń i Ustroń-Zawodzie (zwany też Ustroniem-Egipt).



W końcu wdrapaliśmy się na Wielką Czantorię, tam zaś wdrapaliśmy się na wieżę widokową.




Oto kilka panoramek z wieży (powiększenie po kliknięciu w obrazek, a potem w lupę).





Gdy wyszło słońce, zrobiło się wprost bajecznie.





Schronisko pod Soszowem. Zatrzymaliśmy się by coś zjeść i wypić. Dawid miał ochotę na coś kokretnego, natomiast mi wystarczały wafelki i czekolady spożywane po drodze, ale zbliżała się za to pora na kawę. I tu niespodzianka - na pytanie czy długo trzeba czekać na danie, otrzymaliśmy odpowiedź że długo (potem zobaczyliśmy dlaczego - kucharki miały przerwę obiadową). Odpaliliśmy więc herbatę z termosu, czekoladkę i ruszyliśmy dalej.

Przy okazji, zagadka matematyczna. Gdybyśmy chcieli się zatrzymać tutaj na nocleg, ile byśmy zapłacili?





O, stamtąd właśnie idziemy - Czantoria.



My byliśmy co prawda pieszo, ale spotkaliśmy rowerzystę, który pytał o drogę (a właściwie, czy daleko jeszcze).



Panoramka - z lewej największe to Skrzyczne, a z prawej to Barania Góra (na zoomie Skrzyczne).




Błękitna Strzała przejechała nam drogę.



Przed nami Wielki Stożek (ten stożkowaty), a to z lewej długie to Kiczory.


W schronisku pod Stożkiem zatrzymaliśmy się na żurek (stryjek Dawid), szarlotkę i kawę (wujek To Mi). Jako że cukier był płatny dodatkowo 30 gr. to wyciągnąłem z własnych zapasów, z dodatków zakupiłem namiejscu tylko śmietankę.



Rozważaliśmy pożyczenie sobie nart na zjazd do Wisły, ale niestety były dobrze przybite.


Osobiście chciałem wracać żółtym szlakiem przez Sałasz Dupne i Młodą Górę, ale do dziewczyny powiedziały, że do Istebnej po na nie przyjadą, a poza tym jeszcze by mnie kto o jaką pedofilię posądził. Next time i bez świadków. W końcu ruszyliśmy czerwonym szlakiem na Baranią Górę, ale że zrobiło się ciemno, to przemalowaliśmy szlak na niebiesko i zeszliśmy do Wisły Głębce.



Jeszcze tylko grzbietem Kiczor.




A stamtąd już tylko w dół na samo dno Wisły i to w miejscu niezłej głębiny.




A potem Marta Taxi do Zbójnickiej chaty, gdzie rozgrzaliśmy się grzanym piwkiem.


Zobacz też:
- Pocztówka z Lipowca
- Pocztówka z Beskidu Śląskiego 2
- Więcej zdjęć na Picasie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz