Czyli wycieczka do Filtrów Warszawskich. Pogoda była
prześliczna, pan strasznie przynudzał, więc nie mieliśmy dylematu czy
słuchać, tylko spokojnie zajęliśmy się fotografowaniem.
Rura sprzed stu lat.
Najpierw rzut obiektywem na powierzchnię filtrów, w cegle, zieleni i z panorama miasta.
O, a taki kurek zakręciłem kiedyś na wodociągu łódzkim.
Podglądanie krzaczków przez dziurkę w wodociągu.
A taki hydrant, z którego korzystaliśmy na przykład w Zakroczymiu, to tzw. Zdrój Uliczny.
A tu się produkuje wodę.
Filtr 13, prawie jak Vault 13.
A tu się psuje smak wody.
Wreszcie
totarliśmy do gwoździa programu... znaczy wycieczki, czyli komory
filtra powolnego. I tu mam żal do pana, który nas oprowadzał. O ile do
tej pory oprowadzał nas powoli, przynudzając (oj, wynudziłbym się,
gdybym nie miał aparatu fotograficznego), to tutaj nagle nas pogonił,
żeby szybko ogladać i robić zdjęcia. I jeszcze stanął na punkcie
widokowym blokując go częściowo, tak że ledwie jedna osoba tam się
mieściła. A mógł stanąć ciut z tyłu.
Miejsce wprost bajeczne,
zresztą chyba każdy widział jego zdjęcia, ale nie mogłem spokojnie go
obejrzeć, nie mogłem spokojnie przymierzyć się do zdjęcia, tylko kilka
szybkich pstryków i sio!
Podsumowując
- wycieczka, mimo takiego sobie przewodnika, była udana, jak ktoś
jeszcze nie był to polecam. Gdyby organizowano, wycieczki tylko do
samego filtra powolnego, chętnie bym się na taką wybrał, bo czuję
niedosyt, a nie wiem czy mamochotę znów zwiedzać przez 2 godziny filtry
by potem być 2 minuty w najpiękniejszym miejscu Filtrów Warszawskich.
Więcej zdjęć z Filtrów w galerii na Picasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz