wtorek, 3 marca 2009

Zdrada! Jezioro Łabędzie wyschło!

Śniegu trochę jeszcze za mało na biegówki, ale na rower w sam raz. Pojechałem więc do lasu... ale zanim dojechałem, tuż przed Haberlakiem (gdzie mieszkała moja mama) natknąłem się na konia. Oj, niezły mróz musi być, skoro konie mechaniczne pozamarzały i jedynie konie klasyczne klasyczne zapewniają transport.



Po drodze złamałem zakaz jazdy rowerem przez park, zauważyłem że Mount Cegielest II zburzony (bu!) i zastanawiałem się, czy nie uratować sanek z przerębla.



A potem już tylko las, las, las, leśne dróżki, Słońce i las!





Aż dotarłem do części lasu, gdzie oprócz mnie dotarły tylko sarny, dziki, zające i lisy.



Odwiedziłem po drodze największego świerka w okolicy.



Aż wyjechałem z lasu w dolinkę suchszego dopływu Suchej i zrobiłem pierwszy postój na herbatkę.




A potem cuda się działy, cuda - kapliczka na rozstajach,. której ostatnio tu nie było, paśnik bez siana (kryzys?) i białe mrowisko (mrówki albinoski?).





Dojechałem też nad samą Suchą, która była całkiem nieźle uwodniona.



Zbyt ciepło to nie było, ale żeby zaraz Mrozy? A na tym widzicie dlaczego lubię wiejskie, boczne dróżki - w mieście na ulicach mokro, brejowato, a tu proszę jak ładnie.



Wreszcie osiągnąłem cel - Jezioro Łabędzie... a tu okazało się, że ktoś z niego spuścił wodę, a zamiast łabędzi, na jego dnie pasła się sarna. Usiadłem więc zasmucony, pocieszyłem się ciastem i herbatką, a potem ruszyłem w drogę powrotną.




Drogę powrotną... tyle że powrót był dłuższy niż dojazd, bo jechałem naokoło. A po drodze krzyże, krzyże, kapliczki i krzyże. Tyle że zdjęć mniej bo byłem już trochę zmęczony, przemarznięty i do tego Słońce wkrótce skryło się za chmurami.



A oto jak jechałem (zgodnie z ruchem wskazówek zegara)



A na koniec zagadka - na co tym razem wlazł wujek To Mi?

Odgadła lavinka i ona może sobie zażyczyć na co następnymrazem ma wleźć wujek. A tym razem wlazłem na to:



Wszystkie zdjęcia w galerii na Picasie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz