poniedziałek, 14 lipca 2008

Burza!

Niedziela, 13 lipca... będzie pechowo? Otóż nie, czarne chmury rozświetlane błyskawicami widzieliśmy już zza Rawki, po drodze zaczęło kropić, ale przed totalną zlewą dotarliśmy pod daszek stacji Skierniewice Rawka.


Zaraz nadjechał pociąg, ale nie zatrzymał się - InterCity przetoczył się przez stację w tempie piechura, więc byśmy dali radę do niego wskoczyć... z rowerami.


Wkrótce okazało się, że ulewa która dotarła do stacji tuż ponas, to mały pikuś. Przyszła chmura właściwa, zaczęło wiać i lunęło jeszcze bardziej.




Zrobiło się mroczno.




Wreszcie przyjechał opóźniony pociąg... i dobrze, że był opóźniony, bo planowo tobył 10 minut przed naszym przyjazdem na stację.



Miałem w planach przepakować się na stacji, opakowując i głeboko chowając rzeczy, które nie powinny zmoknąć, a potem ruszyć przez burzą do domu. Ale gdy wysiadłem w Żyrardowie i przez chwilę w biegu do tunelu miałem do czynienia z deszczem... zmieniłem zdanie. Poczekałem, aż ulewa trochę osłabnie, popatrzyłem na deszcz, na ludzi.




A gdy deszcz był "znośny" ruszyłem. Deszcz nie był zbyt uciążliwy, kurtka, choć nienowa i raczej średniej klasy, wytrzymała. Natomiast kałuże były tak duże, że czasami ulica była jedną, wielką płynącą kałużą. Czasem były na tyle głębokie, że całe stopy mi się w nich zaniurzały i czułem się jak amfibia.

Ostatecznie mokre miałem tylko spodnie o połowy uda w dół, oraz na tyłku (od koła bez błotnika), więc nie można jeszcze tego zaliczyć jako porządnej zlewy, chyba na Masie bardziej zmokłem. A że przynajmniej jedna taka zlewa na rowerze musi być w roku (rok temu było tak), to w tym roku jeszcze mnie to czeka.

A inni? Magda miała farta wysiadając we Włochach, bo lavinka z bratem utknęli niemal na godzinę w pociągu, który stał przed Zachodnią, a potem gdzieś pod Ochotą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz