Była noc, Pułk Cykloułanów Mazowieckich udał się na spoczynek i regenerował siły przed drugim dniem ofensywy, a tymczasem Białostocka Brygada Zmotoryzowana kontynuowała natarcie i padały kolejne bunkry PO Podbiele...
Gdy rano obudził nas budzik, okazało się,
że pada deszcz, no szlag by to… poranną kawę i napoje do termosu
przygotowałem więc na epigazie, a śniadanie spożyliśmy w namiocie. Gdy
skończyliśmy jeść, deszcz przestał padać i mogliśmy się zbierać. Z
dobrych wiadomości – zbyszaci i Nickiel zakończyli misję i dostaliśmy od
nich SMSa, że wszystkie skrzynki w PO Prosienica i PO Podbiele są.
Zanim odjechaliśmy, zrobiłem też sesję zdjęciową gotowej do założenia
skrzynce.
Wybierając się na Linię Mołotowa,
postanowiliśmy że wzbogacimy projekt o kolejną skrzynkę, jednak na
odnalezienie jeszcze jednego bunkra szanse były małe. Przeglądając
okolice z podkładem różnych map na stronie OC, zauważyłem, że najprawdopodobniej w pobliżu schronów jest rów przeciwczołgowy, a przy takim obiekcie skrzynki nie ma.
Podczas gdy lavinka siedziała w
poziomkach, ja poszedłem wzdłuż rowu poszukać miejscówki. Rów bardzo
malowniczy, raz jest w lesie, kiedy indziej wśród pól i zarośnięty trawą
i krzaczkami jałowca. Wkrótce wytypowałem charakterystyczny pniak i
zakopałem pod nim skrzynkę
Dzień wcześniej szukaliśmy dwóch skrzynek przy
mogiłach zbiorowych, a dziś naszej trasie był trzeci taki obiekt. Otóż rów
przeciwczołgowy został wykorzystany przez hitlerowców jako mogiła (nie
musieli kopać, bo już był wykopany). Wyjaśniło się przy okazji, dlaczego
cmentarze są podłużne
A skoro już wspomniałem o poziomkach…
było ich zatrzęsienie, a wielkością dorównywały czasem drobnym
truskawkom, a ja w życiu nie najadłem się tak poziomek jak wtedy.
Podejrzewamy, że były to Sowieckie Poziomki Bojowe, które miały
spowalniać marsz wrogich wojsk, nam spowalniały, nie raz, nie dwa
utknęliśmy w poziomkach. W ogóle, poziomki rosły najczęściej w pobliżu
bunkrów i rowów, po tym że zaczynają się zagony poziomkowe poznawaliśmy
że zbliżamy się do schronu. Warto się wybrać na Linię Poziomkową na
początku lata, my byliśmy w drugiej połówce czerwca.
Dodam jeszcze, że z logów dowiedzieliśmy
że inni nazywali linię umocnień Linią komarowa… gdy my tu byliśmy,
komarów szczęśliwie dużo nie było. Najwięcej pojawiało się wieczorem,
ale na to receptą było ognisko, którego dym skutecznie je odstraszał.
Ale, ale! ja tu się zagłębiam w kolejne
dygresje, a miało być o bunkrach! Już wracam do tematu. Pierwsze
skrzynki bunkrowe drugiego dnia były założone przez Tati i
etna&marsów.
No i tutaj coś mi się pomyliło i myślałem
że pierwszy jest bunkier typu EM-85. No to schodzę na poziom -1,
szukam, szukam i nic. Szukam miejsca ze spoilera, też nic. Przetrząsam
podziemia po raz kolejny, aż tu nagle słyszę z góry okrzyk lavinki:
„Jest skrzynka!” Początkowo myślałem, że widzi z góry gdzie jest ukryta,
ale nie, ona ją znalazła na górze. Bo to nie ten bunkier… to był
bunkier typu Paprotka Bojowa. Nawet jak podchodziłem do schronu, to
stwierdziłem „O, tutaj to chyba na każdym bunkrze paprotki rosną, bo
następny ma paprotkę nawet w tytule”.
Od poprzedniego schronu, ten oddziela
zapora z Sowieckich Poziomek Bojowych, jakoś się przedarłem, obfociłem
bunkier, a lavinki nadal nie ma… utknęła w poziomkach. Dopiero musiałem
po nią ruszyć z odsieczą. Tutaj o dziwo szukałem już na właściwym
poziomie, pojemnik w klimatach militarnych, a obok zaimprowizowana
strzelnica (więc zbliżając się, należy nasłuchiwać, czy ktoś nie
strzela)
Rowery w krzaki i myk do nr-u 25. Niby
obok powinien być kolejny rów przeciwczołgowy, ale skrzynka już założona
i tam w rowie spędziliśmy sporo czasu, więc u już nie szukaliśmy
Piątka, to malowniczy, mały bunkierek tuż
przy drodze krajowej nr 8. I wydawało by się, że przekraczanie szosy
jest jedynym niebezpieczeństwem w tym miejscu. Błąd, nawet mały schron
potrafi pokazać pazurki, lavinka zdrowo przydzwoniła wychodząc z niego,
że potem miała na głowie śliwkę zwieńczoną strupem. A skrzynka tak
dobrze zamaskowana jako śmieć, że początkowo odrzuciłem ją na bok i
przekopywałem piasek dalej. Obok zostawiliśmy rowery i szybki skok w bok
do dwunastki.
Jako że minęła właśnie godzina
czternasta, była najwyższa pora na tradycyjny meteorowy 2 o’clock, czyli
przerwa na kawę oraz drugie śniadanie. W zasadzie postój mieliśmy
zamiast zrobić kawałek dalej, jak odjedziemy od głównej drogi, ale przy
schronie nr 4 okazało się, że skrzynka jest kompletnie przemoczona.
Dlatego zarządziliśmy tutaj postój, a że słońce akurat świeciło, to
mogliśmy zawartość podsuszyć rozłożywszy na elemencie maskującym.
Napełniwszy żołądki i uzupełniwszy poziom
kofeiny we krwi, zdobyliśmy jeszcze jeden bunkier przy szosie, by
przejechać przez wieś Prosienica i wbić się w ostatnią grupę schronów.
Podjazd do lasku, rowery w krzaki i
jakieś 100 metrów marszu do kolejnego bunkra. Dziewiętnastka, mimo że
wysadzona w powietrze i kompletnie zniszczona, była jednym z bardziej
malowniczych bunkrów… taki postbunkrowy ogród japoński. Lubię takie
kamienne kompozycje obrastające mchami, paprociami, skalniakami,
drzewkami, a do tego sterczące ma wszystkie strony powyginane zbrojenie i
inne żelastwo.
Z PO-23 szybko poszło, ale PO-24 był
problem… schron kompletnie zniszczony, niewiele co z niego zostało i
wydawałoby się, że trudno przeoczyć miejsce ukrycia, gdy jest spoiler.
Teoretycznie tak, ale w praktyce spędziliśmy tu mnóstwo czasu i jak
tonący złapaliśmy się brzytwy… znaczy… eee… telefonu do przyjaciela i
już jakoś poszło.
Malownicza kolekcja stalowych belek,
wyglądały jakby kiełkowały z ziemi… a jeden dwuteownik idealnie pasował
na półeczkę. Tak sobie wyobraziłem, że siedzę sobie tu wieczorkiem,
gapię się na pole i zachód słońca, obok na ognisku gotuje się kolacja, a
na tym kawałku stali jak na półeczce stoi kubek z herbatą… ech, no i
znów się rozmarzyłem.
Z ósemką i szóstką był problem, bo nie
dało się do nich dotrzeć nie przechodząc przez pole. W drodze do ósemki
obeszliśmy ją miedzami prawie naokoło, dochodząc do miejsca gdzie
najbliżej jest do schronu, by jak najmniej deptać zboże, a tak już
ścieżka wydeptana przez poprzedników, z której też skorzystaliśmy. Widać
zapuścili dokładnie taki sam algorytm szukania drogi. Podobnie było
zresztą w przypadku szóstki, która okazała się Tajną Sowiecką Składnicą
Elektroniki… kto by się spodziewał, że już wtedy dysponowali taką
technologią.
PO-14 był strzeżony przez duchy ruskich
gierojów… nie polecamy więc zdobywania go o północy, ale w środku dnia
nie takie duchy straszne, jak je malują.
Nr 15 był naszym numerem 26, czyli
ostatnim schronem na trasie. Z tego tez niewiele się zachowało,
zlokalizowany jest na skraju żwirowni i dodatkowo został wzmocniony
kamykami żwiru wykraczającymi poza standardową rozmiarówkę… swoją drogą,
nazwa żwirowni „Prosienica II” brzmi jak nazwa skrzynki. Zanim
pojechaliśmy dalej, spożyliśmy jeszcze pożegnalne knapki, bo już w
brzuchach nas ssało.
PO Prosienica zdobyta, ale że jesteśmy w dobrej formie, jedziemy dalej. Na PO Podbiele! c. d. n.
Zobacz też:- dzień 1: PO Prosienica
- pełna galeria wyjazdu na Picasie
- relacja zbyszatych
- PO Prosienica wg tATO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz