poniedziałek, 1 grudnia 2008

Pocztówka z ognistej Gochy

Sobota, piękna pogoda, postanowiłem odprowadzić trochę huanna do domu, więc ruszyliśmy prosto do miasta Łodzi, dokładnie na południe. Wiatr południowy, więc by jechało się lżej, ruszyliśmy mu naprzeciw i tak mordewind orzeźwiał siekąc kryształkami lodu w twarz.

Gdy dojechaliśmy do Jeruzala, w sklepie zakiełkowało we mnie postanowienie buntu. Zakupiłem trzy kawałki kiełbasy francuskiej i gdy dojechaliśmy do Gochy*, ogłosiłem bunt i wywiesiłem czarną flagę. Powiedziałem, że dalej nie jadę, tylko zostaję tutaj by zrobić ognisko.

Huann ostro zaprotestował, przeciw takiemu obrotowi spraw: Super pomysł, o i kiełbaska jest, mniam!

Jednak nie zwracając uwagi na protesty, podpaliłem okoliczny, sosnowy podszyty jałowcami las, a huanna przykułem jako galernika do ławeczki i kazałem mu piec kiełbaski.




Pieczenie na dwa kije.






Po wszytkim, wygoniłem huanna na siarczysty mróz, ale ludzki ze mnie pan, pozwoliłem mu nałapać za pazuchę ciepła z żaru dogasającego ogniska.



A w lipcu, to w cieniu Gochy chroniliśmy się przed upałem.

* Gocha - taki napis mam na mapie**, w lesie na zachód od Jeruzala. Czy to nazwa kapliczki, czy zakątka... nie wiem.

** - na nowszych i starszych mapach znalazłem potem "Gacna" i "Gocha" to chyba właśnie przekręcona ta nazwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz