niedziela, 7 grudnia 2008

Wino, kobiety... Nepal

A było tak: w drodzie na Bednarską wylądowałem na Nowym Świecie obwieszonym światełkami jak choinka, albo supermarket. Wchodzę na Krakowskie Przedmieście, a tu nie tylko ozdoby, ale też latarnie wygaszone. Pewnie jakaś żałoba narodowa pomyślałem przechodząc obok Pałacu Prezydenckiego, może samolot z prezydentem się rozbił lądując w kraju. Jednak nie, chwilę później, niemal punkt 17:00 zapaliły się światła na Krakowskim i przez ulicę przeszło westchnienie.

Ludzi było dużo i walili na Plac Zamkowy. Poszedłem też, zobaczyć co tam jest i okazało się, że są Mikołajki, tłum ludzi. Szybko umknąłem w bok, ale cały czas niosło się za mną ze sceny. Akurat śpiewali White Christmas w wersji polskiej. Jeśli myślicie, że nie może być gorzej... na scenę weszła Natalia Kukulska. Jeśli myślicie, że nie może być gorzej... zaprosiła na scenę małą dziewczynkę i zaczęły razem śpiewać, obie do mikrofonu! Jeśli myślicie, że nie może być gorzej... ja tak myślałem, ale wolałem nie sprawdzać, jak głęboko jest dno i odciąłem się od koncertu na Zamkowym, schodząc po schodkach do knajpki.



Spotkanie miało charakter andrzjekowo-mikołajkowo-urodzinowy. To nie jest szczyt naszych możliwości, kiedyś mieliśmy spotkanie łączące elementy od Andrzejek do Wigilii. Chociaż... teraz istotnym elementem też była Gwiazdka.



Do wróżb późnoandrzejkowych służył nam zestaw kostek, które zamiast oczek miały litery. Rzucaliśmy dwiema garściami takich kostem i patrzyliśmy co da się ułożyć z tego co wypadło. To co mi wyszło, moża podsumować krótko - wino, kobiety, Nepal.

A zatem: wino, piwo, z nałogów też palić... ale ja uważam, że dotyczy to ognisk, a do papierosów odnosi się ne palić. Także Ania, Ela, Ola, Ala, Ilona... któraś z nich mnie chyba usidli, bo był też zięć. No i na koniec Nepal i jeszcze jakiś daleki zakątek, ale już nie pamiętam jaki. Zdrowie będzie dopisywać, bo żadne choróbska, ani część ciała, której kontuzja mogłaby dotyczyć nie wypadły. A pieniądze? Ani denara. Tomku, czego chcesz - wino, kobiety, podróże, to nie dziw się, że ci nic nie zostanie w kieszeni?



Jednak początkowo kostki były chyba źle skalibrowane, bo Agatce pokazywały bardzo bliską przyszłość - pijak (Ojej! Ledwo zamoczyłaś usta w winku, a już Cię od pijaków wyzywają!), kanapa (wkrótce z krzesła rzeczywiście przesiadła się na kanapę), Tomek i Michał (rzeczywiście siedziała między nami).

Wróżby matrymonialne - to jest z założenia najważniejszy element Andrzejek. Tu panowie zdecydowanie mieli większe powodzenie do losowania imion płci przeciwnej. Ewy pojawiały się chyba najczęściej. Z ciekawostek Agatka wylosowała jakiego Kima (sądzę, że dwa pozostałe człony koreańskiego imienia też by się dało ułożyć, ale nikt się nie podjął tego). Ale była też beza (mi się kojarzy z jedzeniem, ale niektórym ze ślubem), syn i mój zięć.

Nałogi - wyszło nam, że na tym łezpadole nic tylko palić, pić i ćpać. Chyba każdy miał jakieś wino, piwo, pić, pijak, AA, a nawet AAA (Absolutnie Anonimowy Alkoholik?). Było też ćpać. Ale jednak ne palić.

Podróże - Agatce szykuje się podróż na Daleki Wschód - Japonia, Kanton... w końcu gdzieś musi poznać tego Kima. Były też Tatry, żleby, jary, Nepal. Janek był niepocieszony, bo mu wyszły góry wysokie... i nie to, że będzie mógł w dolince zostać, tylko od razu na same Rysy. Ale potem będzie mógł już leniuchować i spać.

Zdrowie - oj nie najlepiej, będzie sepsa i chyba jeszcz jakieś inne choróbska. Oraz chyba jakieś urazy się szykują - noga, ogon (kość ogonowa), nera.

Pieniądze - no i tu będzie cienko, co prawda komuś wyszła kasa, a komu innemu jeny, ale to wszystko.

Jak się z tym uporaliśmy, zajęliśmy się wzbogacaniem nieboskłonu o papierowe gwiazdki. Ja uznałem, że to przerasta moje możliwości po tym piwie, winie (starałem się wprowadzić wróżbę w życie jak mogłem), więc w kosmos poszedł sześcian Borga.



Gdy opuściliśmy lokal, było już na szczęście po Mikołajkach na Placu. Przespacerowaliśmy więc wśród wszechobecnych ozdób świątecznych, jednak nasz powszechny zachwyt wzbudziła przede wszystkich Sarenka Warszawska na Rynku.



Uważamy jednak, że syrenka jest za słabo oświetlona w porównaniu z tym co u jej stóp... płetw. Postulujemy więc, obwieszenia samej syrenki lampkami! Postanowiliśmy więc sami to nadrobić i wrócić do straganu po podświetlane królicze uszy (cieszyły się dziś popularnością nie tylko wśród dzieci), oraz miecz świetlny, żeby zamontować je na syrence... ale chyba dopiero następnym razem ten projekt zrelizujemy.

A zgodnie z zasadą Jeśłi myślisz, że gorzej być nie może, wybraź sobie, że zamiast w miarę neutralnych biało niebieskich lampek mogłyby być światełka czerwone, pomarańczowe, zielone... i mrugać!!!

Na szczęście jak się zeszło w boczne uliczki, było lepiej.




No dobra, dosyć tego włóczenia się po Warszawie, pora pakować plecak... Nepal czeka.

Więcej zdjęć w galerii na Picasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz